24-01-2009 22:37
O równości (w komunikacji międzymiastowej)
W działach: Varia | Odsłony: 5
Wczoraj skończyła mi się sesja (pierwszy raz tak ekspresowo), wiec postanowiłem, że nie będę czekał i wrócę sobie dzisiaj do domu. No i pociągiem spokojnie dojechałem, jednak dopiero na przystanku, skąd odjeżdzają busy się przeraziłem. Gdy tam doszedłem, zobaczyłem busa maksymalnie napchanego. Nawet do niego nie wsiadałem, wolałem poczekać na następnego, który miał odjazd 50 minut później. Postanowiłem posiedzieć sobie w poczekalni, ale tak dla pewności, wolałem wyjść z niej wcześniej. No i okazało się że słusznie, bo już robiła się kolejka. Więc i ja do niej dołączyłem. Nie powiem, żeby było mi wesoło z moim plecakiem. Stałem tam z jakieś 20 minut, ale jakoś doczekałem przyjazdu kolejnego busa. Udało mi sie wsiąść w sumie na początku, jednak za mną była juz nielicha kolejka ludzi, którzy przyszli w ostatniej momencie. Mi udało się usadowić z swoimi tobołami na kolanach (sam nie wiem jak się na małym fotelu z nimi pomieśiłem). Nie wszyscy mieli tyle szczęści, bo po tym jak szczęśliwa liczba kolejkowiczów zajęła wypatrzone miejsca, zaczęło się więc upychanie w przejsciu. Kierowca nie patyczkował się, wykorzystał całą wolną przestrzeń. Ścisk jak w skeczu Monthy Pytona, o mieszkaniu w pudełku po butach. Patrzyłem sobie na tych stojących, z pozycji uprzywilejowanej. W końcu ja siedziałem. Jednak nie do końca byłem szczęśliwy z tymi wszystkimi torbami na kolanach. Ale jednak siedziałe i to sie liczyło. I tak się zastanawiam, czy ci, którzy przyszli w ostatniej chwili, sami są sobie winni, bo mogli być wcześniej? Czy też kierowca źle zrobił, pozwalajac sobie na zapchanie busa? Widocznie dalej panuje zasada: "kto późno przychodzi sam sobie szkodzi".
Ja swoje wystałem wcześniej na zimym przystanku.
A na zdjęciu autobus. Takich "jeszcze" nie mamy... :-)
Ja swoje wystałem wcześniej na zimym przystanku.
A na zdjęciu autobus. Takich "jeszcze" nie mamy... :-)