300: Początek imperium
Dobijanie legendy
Autor: Balint 'balint' LengyelRedakcja: Matylda 'Melanto' Zatorska, Dawid 'Fenris' Wiktorski
Gorące wrota padły, Leonidas wraz z towarzyszami polegli. Zwycięstwo Persów wydaje się tylko kwestią czasu. Ale przesmyk w Termopilach to nie jedyny front trwającej wojny. Równolegle do zmagań lądowych, równie zażarte walki rozgrywają się na morzu, gdzie Temistokles odpiera perską inwazję, na czele której stoi grecka renegatka: Artemizja.
Nakręcony w roku 2006 obraz 300 okazał się wielkim hitem. W konsekwencji kontynuacja nie może dziwić nikogo, chociaż przyszło na nią czekać aż osiem lat. Reżyserię powierzono pochodzącemu z Izraela, bliżej nikomu nie znanemu, nieposiadającemu większego doświadczenia Noamowi Murro. Twórca pierwowzoru, Zack Snyder, wycofał się nieco w cień, zostając współautorem scenariusza (wraz z Kurtem Johnstadem odpowiedzialnym za scenariusz pierwszej części) oraz producentem obrazu. Wszystkie omówione wyżej okoliczności niewątpliwie wpłynęły poziom ekranizacji. Ale po kolei.
Opowiedziana historia w żadnym stopniu nie jest zaskakująca, aczkolwiek nie można tego poczytywać za wadę. Wszakże wiadomo, jak skończyły się morskie zmagania – podobnie zresztą, jak cała wojna – pomiędzy antycznymi greckimi polis a państwem perskim. Ciekawszy mógłby być natomiast wątek metamorfozy Kserksesa z królewskiego syna, raczej nie grzeszącego zaletami oraz cechami charakteru czyniącymi z niego idealnego następcę tronu, we władcę który w swoim mniemaniu jest ucieleśnieniem boga na Ziemi. Niestety twórcy poszli po najmniejszej linii oporu. Natchniony wizją wyszeptaną do ucha przez Artemizję, Kserkses udaje się na pustynię jako człowiek, a wraca jako bóg. Proste i nieskomplikowane, trwające ledwie kilka minut. A reszta to wesołe, krwawe i równocześnie przepełnione patosem "łubu dubu".
Warto w tym miejscu poświęcić kilka zdań oprawie audiowizualnej. Od strony realizacji dźwięku jest to prawdziwy majstersztyk. Każde uderzenie, każde skrzypnięcie... Wszystko jest zrealizowane na obłędnie wysokim poziomie. A że mamy rok 2014, to oprawie wizualnej także prawie niczego nie można zarzucić. Technika znana niegdyś jako "blue box" (obecnie raczej "green box") rozwinięta została do perfekcji. Razi jedynie nadmiar rozchlapywanej krwi, zmontowany ewidentnie pod technikę 3D, aż nadto groteskowy i w żaden sposób nie wspomagający odbioru obrazu.
Siłą pierwszej części 300 była zabawa utartym, to jest poważnym, obrazem przebiegu bitwy, jaki przetrwał do czasów nam współczesnych. Komiksowa perspektywa i – de facto – przeniesienie historii do quasi-fantastycznej konwencji znakomicie przysłużyło się filmowi. Niestety podobny zabieg zupełnie nie wyszedł w kontynuacji. Zaprezentowana wizja nie jest już tak plastyczna, jak onegdaj, niewiele także pozostało z zabawy legendarną historią. Wydaje się, że jest to rezultat zmiany reżysera, który zwyczajnie nie potrafi wycisnąć z fabuły niczego więcej poza najprostszą jej prezentacją, wiodąc widza po prostej linii z punktu A do punktu B. Niby wszystko jest w porządku, ale jednak brakuje "pazura". Przykładem może być choćby scena seksu. W 300 była ona magiczna, okryta tajemnicą, której tylko rąbek została odsłonięty przed widzem. Tutaj rąbek został zastąpiony – w przenośni oczywiście – rąbaniną, a to nie to samo. Analogiczne spostrzeżenie odnieść można w zasadzie do całego filmu, gdzie utracono element legendy, będący nieodłącznym składnikiem fabuły poprzednika.
Niestety odbiło się to także na grze aktorskiej. Sullivan Stapleton w roli Temistoklesa nie przejawia nawet jednej czwartej charyzmy, którą czarował niegdyś Gerard Butler odgrywający Leonidasa. Stapleton razi widzów jedną miną przez ponad półtorej godziny projekcji. Rodrigo Santoro też w żaden sposób nie wzbogacił Kserksesa o nowe, nieznane wcześniej detale. Na Lenie Headey ciąży natomiast brzemię Cersei Lannister, z którego uwolnić się nie może. A Eva Green? Z początku stara się, jak może, ale i ona w pewnym momencie chyba doszła do wniosku, że w zasadzie, to po co... Onegdaj popadłem w zachwyt nad kreacją królowej Sybilli w Królestwie niebieskim. Jednak już Mroczne cienie zwiastowały zachwianie formy, tylko potwierdzone przez omawiane dzieło.
Podsumowując rozważania nad 300: Początek imperium, nie sposób nie odnieść wrażenia, że twórcy w zamierzeniu zapragnęli odciąć kupony od legendy. W efekcie widzowie otrzymali wydmuszkę, sprowadzoną do bardzo bezpretensjonalnej rąbanki, opakowaną w nad wyraz efektowną stronę audiowizualną. Niestety pod błękitnymi płaszczami obywateli Aten nie kryje się nic. Próżno szukać tu smaczków, zabawy symbolami lub choćby zachowania ducha pierwowzoru. Pozostają tylko dumnie wypięte torsy wojowników i ich bojowy okrzyk.
Reżyseria: Noam Murro
Scenariusz: Kurt Johnstad, Zack Snyder
Muzyka: Junkie XL
Zdjęcia: Simon Duggan
Obsada: Eva Green, Callan Mulvey, Rodrigo Santoro, Jamie Blackley, Andrew Pleavin, Sullivan Stapleton, Yigal Naor, Farshad Farahat
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2014
Data premiery: 7 marca 2014
Czas projekcji: 1 godz. 42 min.
Dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.