Asterix i Wikingowie
Od lat jestem fanem odważnych Galów, którzy w roku pięćdziesiątym przed narodzeniem Chrystusa dzielnie opierali się rzymskiemu najeźdźcy. Kolejne zeszyty autorstwa René Goscinnego i Alberta Uderzo, pomijając mizerne Kiedy niebo spada na głowę, witałem z wielką radością i czym prędzej zasiadałem do lektury. Nie mogę tego samego powiedzieć o filmach. Produkcje animowane były zazwyczaj całkiem sprawnymi ekranizacjami komiksowych przygód Asteriksa i Obeliksa, bądź też luźnymi, ale na poziomie, nawiązaniami do serii, jak Dwanaście prac Asteriksa. Z filmami fabularnymi było różnie. Tylko jedna z dwóch ekranizacji, czyli Asteriks i Obelix: Misja Kleopatra, zapewniła widzom sporo rozrywki. Oczekiwanie na kolejną aktorską wersję przygód dzielnych Galów, która ukaże się już w przyszłym roku, miała nam umilić pierwsza od dwunastu lat animowana produkcja - Asteriks i Wikingowie. Oparta jest ona na zeszycie, który w Polsce ukazał się pod tytułem Asteriks i Normanowie. Słowo "oparta" jest w tym miejscu kluczowe, ponieważ nie spotykamy się z ekranizacją w pełnym tego słowa znaczeniu, tylko dosyć swobodną adaptacją komiksu.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
Otóż do wioski Galów przybywa Trendiks, syn Paniksa, brata wodza wioski – Asparanoiksa. Jest to typowy miastowy mięczak, z którego ojciec pragnie zrobić prawdziwego mężczyznę, a właściwie chce, żeby zajęli się tym mieszkańcy niezwyciężonej wioski. Wybór pada, jakże by inaczej, na Asteriksa i Obeliksa. W tym samym czasie na dalekiej północy nieustraszeni i niezwyciężeni Wikingowie mają nie lada problem. Otóż udało im się tak przerazić mieszkańców tamtejszych wiosek, że właściwie podczas każdej próby grabieży zastają osady już opuszczone. Postanawiają coś z tym zrobić. Wszak gdy podczas napadów nie ma ofiar w ludziach, nie sposób na przykład skompletować zastawy stołowej z czaszek. Miejscowy mędrzec Kartograf wpada na pomysł, że "strach dodaje skrzydeł" i gdyby Wikingowie posiedli umiejętność latania, żaden człowiek nie zdołałby im uciec. Posłuszni wróżbom z kości wyruszają do Galii w poszukiwaniu kogoś, kto nauczy ich strachu...
Jak już wspomniałem, film jest dość swobodną wariacją na temat komiksu co jest, przyznam, jego największą wadą. Zawsze bardzo ceniłem specyficzny klimat i humor serwowany nam przez Goscinnego i Uderzo. Tym razem musiał on niestety ustąpić miejsca bardziej "trendy" i "dżezi" dowcipom, które może jeszcze byłyby do zniesienia, gdyby nie dodanie do nich sporej dawki "ziomalizmów" w stylu "elo" "spoko" i innych tego typu kwiatków. Nawiązania do współczesnej popkultury są nawet śmieszne i ciekawe, jednak daleko im do poziomu komiksowych odpowiedników. Nie znaczy to jednak, że filmu zupełnie nie da się oglądać. Po prostu dla kogoś, kto zna jego komiksowy odpowiednik, podobna zmiana klimatu może być ciężka do przełknięcia. Nie podoba mi się również tak dalekie odejście od fabuły pierwowzoru. O pomstę do nieba woła usunięcie wątku z bardem Kakofoniksem, który był wszak kluczowym bohaterem komiksu. Zamiast niego zaserwowano nam zupełnie nową postać – Abbę, córkę wodza Wikingów, której rola ogranicza się głównie do wątku miłosnego. Siłą rzeczy nie rekompensuje nam ona braku wioskowego muzyka.
Od strony technicznej filmowi niczego nie można zarzucić. Animacja jest bardzo ładna, utrzymana w stylu poprzednich produkcji, zupełnie innym niż prezentowany w najnowszych filmach animowanych. Choć muzyki nie ma zbyt wiele, to jednak wplatane w akcję utwory wpadają w ucho i nieraz powodują pojawienie się uśmiechu na twarzy (np., podczas prób "robienia" z Trendiksa prawdziwego mężczyzny, słyszymy znany nam z Rocky’ego utwór Eye of the tiger).
Dubbing można określić jako porządny, jednak niewątpliwie trzeba wyróżnić dwie postacie: Maćka Stuhra użyczającego głosu Trendiksowi oraz Dodę odgrywającą Abbę. Oboje zostali świetnie dopasowani do swoich bohaterów. Reszta aktorów po prostu trzyma poziom.
Po seansie nie mogę stwierdzić, że niebo zwaliło mi się na głowę. Przyznam, że po tej produkcji spodziewałem się nieco więcej. Żałuję, że tak dużo zmieniono w scenariuszu. Filmu nie można jednak nazwać totalną klapą. Po prostu Galowie stracili znaczną część cech, które sprawiały, że ich przygody czytało się z zapartym tchem i uśmiechem na twarzy. Są za mało nieustraszeni, a za bardzo "ziomalscy".
Ocena: 3 / 6
Otóż do wioski Galów przybywa Trendiks, syn Paniksa, brata wodza wioski – Asparanoiksa. Jest to typowy miastowy mięczak, z którego ojciec pragnie zrobić prawdziwego mężczyznę, a właściwie chce, żeby zajęli się tym mieszkańcy niezwyciężonej wioski. Wybór pada, jakże by inaczej, na Asteriksa i Obeliksa. W tym samym czasie na dalekiej północy nieustraszeni i niezwyciężeni Wikingowie mają nie lada problem. Otóż udało im się tak przerazić mieszkańców tamtejszych wiosek, że właściwie podczas każdej próby grabieży zastają osady już opuszczone. Postanawiają coś z tym zrobić. Wszak gdy podczas napadów nie ma ofiar w ludziach, nie sposób na przykład skompletować zastawy stołowej z czaszek. Miejscowy mędrzec Kartograf wpada na pomysł, że "strach dodaje skrzydeł" i gdyby Wikingowie posiedli umiejętność latania, żaden człowiek nie zdołałby im uciec. Posłuszni wróżbom z kości wyruszają do Galii w poszukiwaniu kogoś, kto nauczy ich strachu...
Jak już wspomniałem, film jest dość swobodną wariacją na temat komiksu co jest, przyznam, jego największą wadą. Zawsze bardzo ceniłem specyficzny klimat i humor serwowany nam przez Goscinnego i Uderzo. Tym razem musiał on niestety ustąpić miejsca bardziej "trendy" i "dżezi" dowcipom, które może jeszcze byłyby do zniesienia, gdyby nie dodanie do nich sporej dawki "ziomalizmów" w stylu "elo" "spoko" i innych tego typu kwiatków. Nawiązania do współczesnej popkultury są nawet śmieszne i ciekawe, jednak daleko im do poziomu komiksowych odpowiedników. Nie znaczy to jednak, że filmu zupełnie nie da się oglądać. Po prostu dla kogoś, kto zna jego komiksowy odpowiednik, podobna zmiana klimatu może być ciężka do przełknięcia. Nie podoba mi się również tak dalekie odejście od fabuły pierwowzoru. O pomstę do nieba woła usunięcie wątku z bardem Kakofoniksem, który był wszak kluczowym bohaterem komiksu. Zamiast niego zaserwowano nam zupełnie nową postać – Abbę, córkę wodza Wikingów, której rola ogranicza się głównie do wątku miłosnego. Siłą rzeczy nie rekompensuje nam ona braku wioskowego muzyka.
Od strony technicznej filmowi niczego nie można zarzucić. Animacja jest bardzo ładna, utrzymana w stylu poprzednich produkcji, zupełnie innym niż prezentowany w najnowszych filmach animowanych. Choć muzyki nie ma zbyt wiele, to jednak wplatane w akcję utwory wpadają w ucho i nieraz powodują pojawienie się uśmiechu na twarzy (np., podczas prób "robienia" z Trendiksa prawdziwego mężczyzny, słyszymy znany nam z Rocky’ego utwór Eye of the tiger).
Dubbing można określić jako porządny, jednak niewątpliwie trzeba wyróżnić dwie postacie: Maćka Stuhra użyczającego głosu Trendiksowi oraz Dodę odgrywającą Abbę. Oboje zostali świetnie dopasowani do swoich bohaterów. Reszta aktorów po prostu trzyma poziom.
Po seansie nie mogę stwierdzić, że niebo zwaliło mi się na głowę. Przyznam, że po tej produkcji spodziewałem się nieco więcej. Żałuję, że tak dużo zmieniono w scenariuszu. Filmu nie można jednak nazwać totalną klapą. Po prostu Galowie stracili znaczną część cech, które sprawiały, że ich przygody czytało się z zapartym tchem i uśmiechem na twarzy. Są za mało nieustraszeni, a za bardzo "ziomalscy".
Ocena: 3 / 6