Anioł Mroku
Nietoperzasty crême de la crême Granta i Breyfogle'a
Autor: Chudy_HushRedakcja: Jarosław 'beacon' Kopeć
Alan Grant i Norm Breyfogle wprowadzali polskich czytelników w meandry Gotham. Obecnie, gdy młodsza generacja miłośników Gacka zachwyca się wizjonerstwem Jima Lee, zapomina się o dorobku tego duetu. Jest to wyjątkowo krzywdzące, gdyż ich wkład w bat-uniwersum nie ogranicza się jedynie do Ostatniego Arkham czy opowieści o Anarchu. Sygnowanych ich nazwiskami komiksów z Nietoperzem można polecić znacznie więcej.
Nikt, Czarny Pająk, Śmieci i Demony Ulicy to historie bez wątpienia ponadprzeciętne, pozostawiające w tyle większość typowych komiksów z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. Wszystkie co prawda wkomponowują się w nastrój serii o człowieku-nietoperzu, niemniej zdarza im się łamać niektóre ze schematów superbohaterskiego cyklu.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
Śmieci i Demony Ulicy wydano u nas w formie jednego zeszytu (Batman 5/1991, org. Detective Comics #613-614). Nie znajdziemy w nich wyeksploatowanej postaci Jokera, ani Two-Face'a czy Scarecrowa, natomiast postaci drugoplanowe pokroju Jima Gordona czy Vicky Vale występują w kadrach zaledwie na moment. Wyjątkowść tych historii polega na tym, że skupiają się na zwyczajnych ludziach i ich problemach, wynikających z ich położenia społecznego.
Głównym tematem Śmieci jest nierozważne zanieczyszczanie naszego otoczenia, któremu właściwie nie ma końca. Brudy wywożone na wysypisko śmieci stały się nierozerwalną częścią naszej rzeczywistości, tak jak zgraja degeneratów i bandziorów łapanych przez Batmana stała się integralną częścią życia Gotham. Walka z patologią zarówno na jednym, jak i na drugim polu skazana jest na impas, zaś żądni przełamania status quo ponoszą za swoją uporczywość wysoką cenę – Batman zatraca się w swojej misji, a śmieciarz traci w tragicznych okolicznościach ukochanego syna. To jeden z komiksów "moralnego niepokoju", gdzie małe zwycięstwa okupione są ogromnymi tragediami, niekiedy zaś trudno w ogóle nazywać je zwycięstwami.
W podobnym tonie brzmią Demony ulicy, opowiadające o trwałym rozwarstwieniu społecznym i braku perspektyw dla dzieci z biedniejszych dzielnic, dla których szczytem marzeń jest przystanie do tytułowych demonów albo kariera dilera. W odróżnieniu jednak od przygnębiających Śmieci, historię zamykającą zeszyt pointuje nutka optymizmu. Do dzieci, o których nikt właściwie nie pamięta, przychodzi filantrop Bruce Wayne, który poprzez stypendia umożliwia im wyrwanie się z zaklętego kręgu. Co prawda niektórzy mogą parsknąć śmiechem, widząc w ostatnim kadrze Batmana pompatycznie stojącego wysoko nad miastem obok flagi USA, ale jest w tym zakończeniu coś urokliwego i szczerego. Jeżeli zaś chodzi o warstwę graficzną, to z pewnością utkną nam w pamięci przemyślane sceny walk. Oglądając potyczki Batmana z przestępcami czasami myślałem sobie, że gdyby życie Breyfogle'a potoczyło się inaczej i nie zostałby rysownikiem, to z pewnością osiągnąłby niebywały sukces jako choreograf. Jego wyczucie mowy ciała jest doskonałe, natomiast każdy ruch postaci ma swoją przyczynę i odpowiednio wyważony skutek.
Nietrudno zauważyć, że Alan Grant i Norm Breyfogle skupiają w tych komiksach uwagę na spaczonej stronie miejskiej aglomeracji, na krzywdzie pozbawionych alternatyw niewinnych. To samo podejście czuć w Czarnym Pająku (Batman 6/1994), który koncentruje się na kwest narkomanii. W wydanej pierwotnie jako piąty zeszyt serii Shadow of the Bat historii Batman staje oko w oko z nowym mścicielem, który w odróżnieniu od niego nie waha się odbierać życia dilerom. Czarny Pająk nie jest jednakże postacią jednowymiarową. To bohater tragiczny, który zadedykował krwawą wendettę swojej rodzinie, w szczególności ukochanej żonie-narkomance. Ten wiarygodny anty-heros nadaje historii cierpkości, poczucia braku odwrotu przed brutalnym przeznaczeniem. Jej nieszczęsny finał ukazuje Batmana w dość nieprzychylnym świetle. Niby jest obrońcą uciśnionych, ale czy żeby realizować swoją misję musi nakładać kostium potwora? Czy krucjata nie jest dla niego przykrywką dla własnych potrzeb i żądz? Jeżeli tak, to czym Batman różni się od pospolitego bandyty?
Pytania o sens działalności Mrocznego Rycerza milkną wraz z lekturą komiksu Nikt (Batman 4/1995 / Batman: Shadow of the Bat #13). Jest to przejmująca opowieść o włóczędze, który przypadkowo odkrywa prawdziwą tożsamość Batmana i pragnie wykorzystać tę informację dla własnego zysku. Kontakt ze światkiem przestępczym przypłaca własnym życiem i tylko cudem doczołguje się do biura Bruce'a Wayne'a, by zrelacjonować mu wydarzenia, które doprowadziły go do takiego stanu. Takie historie rzadko spotyka się w obecnie wydawanych komiksach o Batmanie. Przede wszystkim jest to zamknięta w jednym zeszycie opowieść, kładąca nacisk na zagadnienia moralne oraz na powody, dla których Bruce Wayne co noc skacze po dachach Gotham przebrany za nietoperza. Dla fanów zmęczonych awangardowymi pomysłami Granta Morrisona, a w szczególności dobiegającym na szczęście końca historycznym tournee Wayne'a, przeczytanie tego zeszytu będzie niczym powrót do starych, dobrych czasów, gdy nie trzeba było komplikować na siłę fabuły ani odwoływać się do groteskowych lat 50. amerykańskiego mainstreamu. To powrót do czasów, kiedy o jakości komiksów stanowiły dobry pomysł i przemyślana realizacja, niewymagające rozpisywania wątku na niezliczoną ilość zeszytów.
Rzecz jasna nienagannych komiksów z Gackiem autorstwa Granta i Breyfogle'a wyszło u nas więcej. Warto pamiętać choćby o Aborygenie i Ekstazie (Batman 7/1991 / Detective Comics #591, #594), czy utrzymanym w psychodelicznym klimacie The Idiot Petera Milligana (Batman 7-8/1993 /Batman #472-473, Detective Comics #639-640).
Jeżeli będziecie mieli okazję buszować po zagranicznych sklepach komiksowych, warto poszukać w pudłach z zeszytówkami Detective Comics #601-607 oraz Shadow of the Bat #65-67, które nie ukazały się w naszym kraju. Niemniej cztery wymienione wyżej historie to najbardziej zapadające w pamięć komiksy tandemu Grant/Breyfogle wydane przez TM-Semic. To opowieści narysowane z werwą, ciekawie skonstruowane i pokazujące człowieczeństwo Batmana, jawiącego się jako istota pełną paradoksów i sprzeczności, ale też oddana swojej powinności. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazje zakupić te zeszyty, nie zastanawiajcie się ani chwili. Gwarantuję brak rozczarowania.
Nikt, Czarny Pająk, Śmieci i Demony Ulicy to historie bez wątpienia ponadprzeciętne, pozostawiające w tyle większość typowych komiksów z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. Wszystkie co prawda wkomponowują się w nastrój serii o człowieku-nietoperzu, niemniej zdarza im się łamać niektóre ze schematów superbohaterskiego cyklu.
Śmieci i Demony Ulicy wydano u nas w formie jednego zeszytu (Batman 5/1991, org. Detective Comics #613-614). Nie znajdziemy w nich wyeksploatowanej postaci Jokera, ani Two-Face'a czy Scarecrowa, natomiast postaci drugoplanowe pokroju Jima Gordona czy Vicky Vale występują w kadrach zaledwie na moment. Wyjątkowść tych historii polega na tym, że skupiają się na zwyczajnych ludziach i ich problemach, wynikających z ich położenia społecznego.
Głównym tematem Śmieci jest nierozważne zanieczyszczanie naszego otoczenia, któremu właściwie nie ma końca. Brudy wywożone na wysypisko śmieci stały się nierozerwalną częścią naszej rzeczywistości, tak jak zgraja degeneratów i bandziorów łapanych przez Batmana stała się integralną częścią życia Gotham. Walka z patologią zarówno na jednym, jak i na drugim polu skazana jest na impas, zaś żądni przełamania status quo ponoszą za swoją uporczywość wysoką cenę – Batman zatraca się w swojej misji, a śmieciarz traci w tragicznych okolicznościach ukochanego syna. To jeden z komiksów "moralnego niepokoju", gdzie małe zwycięstwa okupione są ogromnymi tragediami, niekiedy zaś trudno w ogóle nazywać je zwycięstwami.
W podobnym tonie brzmią Demony ulicy, opowiadające o trwałym rozwarstwieniu społecznym i braku perspektyw dla dzieci z biedniejszych dzielnic, dla których szczytem marzeń jest przystanie do tytułowych demonów albo kariera dilera. W odróżnieniu jednak od przygnębiających Śmieci, historię zamykającą zeszyt pointuje nutka optymizmu. Do dzieci, o których nikt właściwie nie pamięta, przychodzi filantrop Bruce Wayne, który poprzez stypendia umożliwia im wyrwanie się z zaklętego kręgu. Co prawda niektórzy mogą parsknąć śmiechem, widząc w ostatnim kadrze Batmana pompatycznie stojącego wysoko nad miastem obok flagi USA, ale jest w tym zakończeniu coś urokliwego i szczerego. Jeżeli zaś chodzi o warstwę graficzną, to z pewnością utkną nam w pamięci przemyślane sceny walk. Oglądając potyczki Batmana z przestępcami czasami myślałem sobie, że gdyby życie Breyfogle'a potoczyło się inaczej i nie zostałby rysownikiem, to z pewnością osiągnąłby niebywały sukces jako choreograf. Jego wyczucie mowy ciała jest doskonałe, natomiast każdy ruch postaci ma swoją przyczynę i odpowiednio wyważony skutek.
Nietrudno zauważyć, że Alan Grant i Norm Breyfogle skupiają w tych komiksach uwagę na spaczonej stronie miejskiej aglomeracji, na krzywdzie pozbawionych alternatyw niewinnych. To samo podejście czuć w Czarnym Pająku (Batman 6/1994), który koncentruje się na kwest narkomanii. W wydanej pierwotnie jako piąty zeszyt serii Shadow of the Bat historii Batman staje oko w oko z nowym mścicielem, który w odróżnieniu od niego nie waha się odbierać życia dilerom. Czarny Pająk nie jest jednakże postacią jednowymiarową. To bohater tragiczny, który zadedykował krwawą wendettę swojej rodzinie, w szczególności ukochanej żonie-narkomance. Ten wiarygodny anty-heros nadaje historii cierpkości, poczucia braku odwrotu przed brutalnym przeznaczeniem. Jej nieszczęsny finał ukazuje Batmana w dość nieprzychylnym świetle. Niby jest obrońcą uciśnionych, ale czy żeby realizować swoją misję musi nakładać kostium potwora? Czy krucjata nie jest dla niego przykrywką dla własnych potrzeb i żądz? Jeżeli tak, to czym Batman różni się od pospolitego bandyty?
Pytania o sens działalności Mrocznego Rycerza milkną wraz z lekturą komiksu Nikt (Batman 4/1995 / Batman: Shadow of the Bat #13). Jest to przejmująca opowieść o włóczędze, który przypadkowo odkrywa prawdziwą tożsamość Batmana i pragnie wykorzystać tę informację dla własnego zysku. Kontakt ze światkiem przestępczym przypłaca własnym życiem i tylko cudem doczołguje się do biura Bruce'a Wayne'a, by zrelacjonować mu wydarzenia, które doprowadziły go do takiego stanu. Takie historie rzadko spotyka się w obecnie wydawanych komiksach o Batmanie. Przede wszystkim jest to zamknięta w jednym zeszycie opowieść, kładąca nacisk na zagadnienia moralne oraz na powody, dla których Bruce Wayne co noc skacze po dachach Gotham przebrany za nietoperza. Dla fanów zmęczonych awangardowymi pomysłami Granta Morrisona, a w szczególności dobiegającym na szczęście końca historycznym tournee Wayne'a, przeczytanie tego zeszytu będzie niczym powrót do starych, dobrych czasów, gdy nie trzeba było komplikować na siłę fabuły ani odwoływać się do groteskowych lat 50. amerykańskiego mainstreamu. To powrót do czasów, kiedy o jakości komiksów stanowiły dobry pomysł i przemyślana realizacja, niewymagające rozpisywania wątku na niezliczoną ilość zeszytów.
Rzecz jasna nienagannych komiksów z Gackiem autorstwa Granta i Breyfogle'a wyszło u nas więcej. Warto pamiętać choćby o Aborygenie i Ekstazie (Batman 7/1991 / Detective Comics #591, #594), czy utrzymanym w psychodelicznym klimacie The Idiot Petera Milligana (Batman 7-8/1993 /Batman #472-473, Detective Comics #639-640).
Jeżeli będziecie mieli okazję buszować po zagranicznych sklepach komiksowych, warto poszukać w pudłach z zeszytówkami Detective Comics #601-607 oraz Shadow of the Bat #65-67, które nie ukazały się w naszym kraju. Niemniej cztery wymienione wyżej historie to najbardziej zapadające w pamięć komiksy tandemu Grant/Breyfogle wydane przez TM-Semic. To opowieści narysowane z werwą, ciekawie skonstruowane i pokazujące człowieczeństwo Batmana, jawiącego się jako istota pełną paradoksów i sprzeczności, ale też oddana swojej powinności. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazje zakupić te zeszyty, nie zastanawiajcie się ani chwili. Gwarantuję brak rozczarowania.