Bug City (webkomiks)
W polskim komiksie internetowym istnieją tematyczne luki. Co pewien czas pojawiają się pojedyncze dzieła, które ni stąd, ni zowąd zdobywają dużą popularność. I to nawet jeżeli nie mogą poszczycić się doskonałą kreską czy dowcipem – po prostu zapewniają niepowtarzalną rozrywkę.
Świetnym tego przykładem jest Bug City, komiks wprowadzający mafię rodem z Sin City na łąki z Pszczółki Mai. Akcja rozgrywa się na bliżej nieokreślonej polance, domenie rozpusty zarządzanej przez gangi, na której policja chowa się przed narkomanami i przestępcami. W rolach głównych postacie o jakże wymownych imionach: Motyl, Biedron, Osa, Żuk, Patyczak, Pasikonik i inni.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
Komiks pojawiał się w Internecie od 16 marca 2006 do 24 stycznia 2008. Co czwartek (obyło się bez "zawalania" terminów) na stronę dodawano nowy odcinek, złożony z czterech ilustracji. Takich tygodni, uwzględniając świąteczne odcinki specjalne, minęło w sumie sto. W międzyczasie autorzy wydali na papierze komiks Miasto, Miłość, Morderstwo - niezależną historię fabularną uzupełnioną o ulubione odcinki twórców. Pod koniec istnienia w dniu aktualizacji stronę odwiedzało ponad siedem tysięcy osób.
Co w trawie piszczy
Bug City jest jak krzywe zwierciadło. Przestrzeń, bohaterowie i wydarzenia to groteskowe deformacje świata ludzi. W Mieście Robali wykorzystuje się takie same narkotyki, alkohole i pozycje łóżkowe co u w świecie ludzi. Toczą się krótkie pogawędki o naturze sztuki, szacunku do starszych, Bogu i na tym podobne tematy. Same postacie jedynie luźno i w jednostkowych przypadkach przedstawiają stereotypy odpowiednie do "robaczego" pierwowzoru. Biedron jest wielkim, tępym osiłkiem, odpowiednikiem naszych "dresiarzy"; Osa przedstawia ladacznicę; Żuk – bluesmana. Świat przedstawiony jest maską świata realnego – z jednej strony zachowuje elementy naszej rzeczywistości, z drugiej – poprzez wprowadzenie deformacji, pozwala nam zachować wobec niego dystans, śmiać się z wydarzeń w istocie przykrych.
Jak jednak maluje się reszta artystycznej wizji? BC tworzono, raczej korzystnie, w kolorze. Barwy są rozłożone poprawnie, bez szczególnej oryginalności. Sprawa ma się gorzej z wyglądem samych postaci – co prawda są w większej mierze zrobione ciekawie, z pomysłem, mają też swoje charakterystyczne "atrybuty", ale samej kresce zazwyczaj jest daleko od ideału. Nikt nie wymagał realizmu, ale szkodzi brak konsekwencji – zwłaszcza pod względem proporcji robaków, które zmieniają się z kolejnymi odcinkami. Zdarzają się odcinki narysowane świetnie, ale też fatalne – warto zestawić sobie Kto tu jest panem i Podryw. W oczy rzuca się również brak tła, które mogłoby przybliżyć wygląd otoczenia – zazwyczaj drugi plan pokrywają rozmazane barwy, a czasem odnosi się wrażenie, jakby postacie wisiały w próżni.
Humor przy ziemi
Jednak nie tylko pod względem wykonania nie wszystkie odcinki trzymają równy poziom. Pierwszym celem komiksu jest pokazanie ciągu krótkich gagów, jak to zazwyczaj bywa w przypadku komiksów internetowych. Deklarują to same robaki:
- W dowcipie najważniejsza jest pointa, podsumowanie, robaku. Końcówka, to się liczy.
- A co, jeśli początek i środek są zabawne, a niekoniecznie ostatnie zdanie?
- To znaczy, że dowcip ssie. Poznają cię po tym, jak kończysz, a nie jak zaczynasz, man.
Niestety, nawet w odcinku, w którym padły te słowa, brakuje puenty. Wiele dowcipów wydaje się być przegadanych lub bardzo pospolitych, typowych. Zresztą pojawiają się żarty pozbawione jakiegokolwiek potencjału: Idzie Biedron z kanistrem; podpala benzynę; okazuje się, że wokół niego zrobił się krąg ognia, więc klnie. Ha-ha?
Jazzowe klimaty
Siła BC tkwi nie w żartach, lecz specyficznym klimacie. Liczne, często niezwykle pomysłowe przekleństwa, cynizm, hedonizm, dziwki i jazz – wszystko to pokazane w kostiumie skrzydeł i czułek, które wyrażają emocje lepiej niż mimika. Mistrzowskie dialogi i teksty, które aż chce się cytować, choć w niniejszym tekście trzeba je – ze względu na dosadny język – pominąć.
Czasami autorzy "silili się" na poważne tematy, jednak bez szczególnego powodzenia. Trzyodcinkowa miniseria o homoseksualizmie, publikowana pod koniec istnienia komiksu, nie wzbudziła żadnych emocji i niezbyt zachęca do refleksji nad postawą osób potępiających gejów i lesbijki. Bez znaczących sukcesów próbowano też przedstawić kilka luźnych odcinków "z życia autorów". Niektórym bohaterom komiksu założono nawet konta w portalach społecznościowych, rozwinięto sprzedaż przypinek tapet do telefonów. Dziwnym zabiegiem było wprowadzenie postaci Karalucha, którego osoby nieznające papierowej wersji komiksu nie miały okazji "wyczuć" – a przecież klimat był najważniejszym elementem całości.
Bug City pozostaje dziełem średnim. Może nie tyle przeciętnym (bo nie ma z kim konkurować), co nie rewelacyjnym. Z założenia miał być kompilacją śmiesznych scen – w moim mniemaniu jednak pozostaje dużym, tworzonym przez niemal dwa lata skeczem, przy którym czasami można się było pośmiać, a czasami czekało na następny czwartek, przeskakując niefortunny odcinek.
Osobiście potraktowałbym Miasto Robaków jak niektóre filmy: warto go obejrzeć raz, od początku do końca, trochę się pośmiać (najlepiej w licznym towarzystwie), pospisywać najciekawsze kwestie, a później bawić się rzucaniem ich jako dygresji podczas towarzyskich rozmów. A to całkiem sporo, jak na stuodcinkowy webkomiks, prawda, robaczku?
www.bugcity.pl
Świetnym tego przykładem jest Bug City, komiks wprowadzający mafię rodem z Sin City na łąki z Pszczółki Mai. Akcja rozgrywa się na bliżej nieokreślonej polance, domenie rozpusty zarządzanej przez gangi, na której policja chowa się przed narkomanami i przestępcami. W rolach głównych postacie o jakże wymownych imionach: Motyl, Biedron, Osa, Żuk, Patyczak, Pasikonik i inni.
Komiks pojawiał się w Internecie od 16 marca 2006 do 24 stycznia 2008. Co czwartek (obyło się bez "zawalania" terminów) na stronę dodawano nowy odcinek, złożony z czterech ilustracji. Takich tygodni, uwzględniając świąteczne odcinki specjalne, minęło w sumie sto. W międzyczasie autorzy wydali na papierze komiks Miasto, Miłość, Morderstwo - niezależną historię fabularną uzupełnioną o ulubione odcinki twórców. Pod koniec istnienia w dniu aktualizacji stronę odwiedzało ponad siedem tysięcy osób.
Co w trawie piszczy
Bug City jest jak krzywe zwierciadło. Przestrzeń, bohaterowie i wydarzenia to groteskowe deformacje świata ludzi. W Mieście Robali wykorzystuje się takie same narkotyki, alkohole i pozycje łóżkowe co u w świecie ludzi. Toczą się krótkie pogawędki o naturze sztuki, szacunku do starszych, Bogu i na tym podobne tematy. Same postacie jedynie luźno i w jednostkowych przypadkach przedstawiają stereotypy odpowiednie do "robaczego" pierwowzoru. Biedron jest wielkim, tępym osiłkiem, odpowiednikiem naszych "dresiarzy"; Osa przedstawia ladacznicę; Żuk – bluesmana. Świat przedstawiony jest maską świata realnego – z jednej strony zachowuje elementy naszej rzeczywistości, z drugiej – poprzez wprowadzenie deformacji, pozwala nam zachować wobec niego dystans, śmiać się z wydarzeń w istocie przykrych.
Jak jednak maluje się reszta artystycznej wizji? BC tworzono, raczej korzystnie, w kolorze. Barwy są rozłożone poprawnie, bez szczególnej oryginalności. Sprawa ma się gorzej z wyglądem samych postaci – co prawda są w większej mierze zrobione ciekawie, z pomysłem, mają też swoje charakterystyczne "atrybuty", ale samej kresce zazwyczaj jest daleko od ideału. Nikt nie wymagał realizmu, ale szkodzi brak konsekwencji – zwłaszcza pod względem proporcji robaków, które zmieniają się z kolejnymi odcinkami. Zdarzają się odcinki narysowane świetnie, ale też fatalne – warto zestawić sobie Kto tu jest panem i Podryw. W oczy rzuca się również brak tła, które mogłoby przybliżyć wygląd otoczenia – zazwyczaj drugi plan pokrywają rozmazane barwy, a czasem odnosi się wrażenie, jakby postacie wisiały w próżni.
Humor przy ziemi
Jednak nie tylko pod względem wykonania nie wszystkie odcinki trzymają równy poziom. Pierwszym celem komiksu jest pokazanie ciągu krótkich gagów, jak to zazwyczaj bywa w przypadku komiksów internetowych. Deklarują to same robaki:
- W dowcipie najważniejsza jest pointa, podsumowanie, robaku. Końcówka, to się liczy.
- A co, jeśli początek i środek są zabawne, a niekoniecznie ostatnie zdanie?
- To znaczy, że dowcip ssie. Poznają cię po tym, jak kończysz, a nie jak zaczynasz, man.
Niestety, nawet w odcinku, w którym padły te słowa, brakuje puenty. Wiele dowcipów wydaje się być przegadanych lub bardzo pospolitych, typowych. Zresztą pojawiają się żarty pozbawione jakiegokolwiek potencjału: Idzie Biedron z kanistrem; podpala benzynę; okazuje się, że wokół niego zrobił się krąg ognia, więc klnie. Ha-ha?
Jazzowe klimaty
Siła BC tkwi nie w żartach, lecz specyficznym klimacie. Liczne, często niezwykle pomysłowe przekleństwa, cynizm, hedonizm, dziwki i jazz – wszystko to pokazane w kostiumie skrzydeł i czułek, które wyrażają emocje lepiej niż mimika. Mistrzowskie dialogi i teksty, które aż chce się cytować, choć w niniejszym tekście trzeba je – ze względu na dosadny język – pominąć.
Czasami autorzy "silili się" na poważne tematy, jednak bez szczególnego powodzenia. Trzyodcinkowa miniseria o homoseksualizmie, publikowana pod koniec istnienia komiksu, nie wzbudziła żadnych emocji i niezbyt zachęca do refleksji nad postawą osób potępiających gejów i lesbijki. Bez znaczących sukcesów próbowano też przedstawić kilka luźnych odcinków "z życia autorów". Niektórym bohaterom komiksu założono nawet konta w portalach społecznościowych, rozwinięto sprzedaż przypinek tapet do telefonów. Dziwnym zabiegiem było wprowadzenie postaci Karalucha, którego osoby nieznające papierowej wersji komiksu nie miały okazji "wyczuć" – a przecież klimat był najważniejszym elementem całości.
Bug City pozostaje dziełem średnim. Może nie tyle przeciętnym (bo nie ma z kim konkurować), co nie rewelacyjnym. Z założenia miał być kompilacją śmiesznych scen – w moim mniemaniu jednak pozostaje dużym, tworzonym przez niemal dwa lata skeczem, przy którym czasami można się było pośmiać, a czasami czekało na następny czwartek, przeskakując niefortunny odcinek.
Osobiście potraktowałbym Miasto Robaków jak niektóre filmy: warto go obejrzeć raz, od początku do końca, trochę się pośmiać (najlepiej w licznym towarzystwie), pospisywać najciekawsze kwestie, a później bawić się rzucaniem ich jako dygresji podczas towarzyskich rozmów. A to całkiem sporo, jak na stuodcinkowy webkomiks, prawda, robaczku?
www.bugcity.pl