Yheronia – Gra fabularna
» Recenzje » Dilbert #01-02

Dilbert #01-02


wersja do druku

Co usłyszeliśmy na podsumowaniu rocznym?

Autor: Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Recenzję Dilberta mogłabym rozpocząć od wymienienia listy osób, które nie pojmą w pełni przesłania tego komiksu. To Wy.

Wy, czytelnicy i redaktorzy Poltera. Z wyjątkiem niewielkiej grupy "już" pracującej. Oczywiście inteligentny i jasny przekaz - a takim jest ten komiks - odczyta każdy inteligentny odbiorca. Ale nikłą i specyficzną więź można odczuć dopiero wtedy, gdy samemu nosi się stygmaty pracy w Firmie. Sama, będąc jeszcze na studiach i szukając dorywczej pracy, śmiałam się z pasków zamieszczonych w Gazecie Wyborczej. Niektóre wydawały mi się absurdalne, inne naprawdę śmieszne, zaś niektóre niezrozumiałe lub przesadzone.
Do czasu.

Dziś, po kilku latach pracy - może nie w korporacji, ale też mamy grafik, kadrową i inne atrybuty Firmy - wyrobiłam sobie w stosunku do Dilberta troszkę inne podejście. To, co kiedyś wydawało mi się przesadzone, bywa szczerą prawdą, co śmieszne i absurdalne – śmieszne i prawdziwe. Na szczęście, to, co kiedyś mnie śmieszyło, śmieszy mnie nadal, zatem lektura komiksu wiązała się z dwoma źródłami rechotu z dwóch krańców kanapy. W jednym siedziałam i rechotałam ja, w drugim Furiath, czytając drugą część. Śmiał się i mamrotał coś o autorytecie szefa. A pośrodku kot, który nie dostał komiksu, bo nie pracuje i nie ma właściwego podejścia.

Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę

Ja: (luzacko odbierając telefon) Słuuucham?
Szefowa: Ewuniu, mogę cię prosić na chwilkę?
Ja: (odkładając słuchawkę) Miała być dziś w Warszawie...!


Czy to naprawdę takie straszne, usłyszeć własną ocenę na podsumowaniu rocznym? Hm... Gdy ma się całkiem dobre układy z szefem, pracuje razem i zna nawzajem swoje złe i dobre strony, to nie ma żadnych niespodzianek. Co zatem sugeruje tytuł Słowa, których wolelibyśmy nie usłyszeć w czasie oceny rocznej?.

Chociaż każdemu się wydaje, że jego praca jest w pewien sposób wyjątkowa - i nie mówię tu o stanowisku, raczej o czynności i osobistym podejściu do wykonywanych obowiązków - to jak kraj długi i szeroki w stosunku do pracowników padają te same określenia. Podsumowanie roczne mojego działu wypadło - nie wiedzieć czemu - w ostatni dzień przed świętami, gdy pani prezes miała być w Warszawie, a my oddawaliśmy się leniwej degustacji piernika i ciasteczek. Zatem wyobraźcie sobie moją konsternację, gdy wezwana na dywanik miałam dyskutować o podwyżce ubrana w koszulkę z czaszką na biuście i w kolorowych glanach. Co usłyszałam? W zasadzie słowa, których mogłam się spodziewać. Jak już pisałam wcześniej, gdy pracuje się razem kilka lat, to szefowa doskonale wie, jak się ubieram, gdy nie muszę paradować w garsonce.

To samo można powiedzieć o bohaterach komiksu. Jakkolwiek określenia "pokręcony gbur" i "zdziczały" wydają się być przesadzone, wręcz krzywdzące, to zapewne padają co roku. Tak samo jak plany rozwoju, które z roku na rok mają tylko zmienioną datę. Wszystkie te zabiegi i rytuały pracownicze, gdy powtarzają się z kwartału na kwartał, przy każdym rozliczeniu i podsumowaniu, choćby najbardziej absurdalne stają się chlebem powszednim. Dlatego też ich wyłuskanie i odpowiednie przedstawienie w formie komiksu uważam za genialne. Za to należą się wielkie brawa twórcy, Scottowi Adamsowi.

Szefowa: (do mnie) Zespół... analiza kosztów... współpraca... przewidywalne zyski ze strat... przedefiniowanie wzajemnych stosunków...
Ja: (do koleżanki) Premii nie będzie. Będzie wyjazd integracyjny i prucie do siebie w paintballa.
Koleżanka: Księgowa jest moja!
Ja: Jest lista, koleżanko. Musisz się zapisać do kolejki.



Nowomowa. Zmora Firmy. Świetny sposób na powiedzenie rzeczy, których ktoś nie chce usłyszeć. Co najdziwniejsze, choć wszyscy wiedzą, o co chodzi (bo nie urwali się z księżyca), na oczywiste obelgi ukryte pod płaszczykiem nowomowy osobnik będący celem, zamiast się obrazić, odpowiada również w tym języku, choć niekoniecznie na temat. Cud cywilizacyjny.

I choć, Drodzy Czytelnicy, wydaje Wam się, że niektóre dialogi z Dilberta absolutnie nie odnoszą się do Waszej Firmy, to niestety, muszę Was uświadomić, są uniwersalne i jak najbardziej pasują. Gdy usłyszeliście pierwszy raz słowo "współpraca" lub "analiza", bądź „zespół” z ust osoby znajdującej się od Was wyżej w hierarchii dziobania, to przepadliście. A potem można się tylko zastanawiać, jakim cudem należycie do jednego gatunku?

Ja: Tylko patrzeć, jak ktoś podepnie sobie moją reckę do własnego podsumowania roku.
(Co niniejszym czynię - przypis rep.)


Następny element współżycia w Firmie to podział obowiązków i zakres współpracy. Również to znalazło swoje miejsce w opowieści o życiu w Firmie. Bo Dilbert, choć ktoś mógłby powiedzieć, że to zbiór historyjek, bez problemu wyszukuje źródło problemów i absurdalne historie z życia Firmy. Jeśli kiedykolwiek pisaliście obszerny raport, podsumowanie czy analizę, poświęcając nadgodziny, nerwy i własne życie osobiste, zawsze znajdzie się szef/dyrektor/naczelny, który chętnie sobie ten projekt zawłaszczy i podepnie do swojej pracy. Pamiętajcie: Wasze błędy są Waszymi błędami, ale Wasze sukcesy są sukcesami Działu. To się zdarza nawet w niewielkich, pączkujących i dopiero zapowiadających się Firmach. A nawet, uwaga, w serwisach internetowych.

Zawsze podziwiałam ludzi, którzy w trzech rysunkach potrafili opowiedzieć całą historię. Dlatego świetnie bawiłam się przy lekturze komiksu. Jasno określone sytuacje, uniwersalny dowcip i celne puenty to cechy charakterystyczne opowieści o Dilbercie. Może nie wszystkie mnie bawiły, ale większość się to udało. Nie jestem też superspecjalistką i znawczynią świata komiksów, ale z punktu widzenia zwykłej czytelniczki oceniam komiksy Adamsa jako bardzo dobrą lekturę.

Komiks ten ma jeszcze jedna zaletę. Będąc w księgarni, można na chybił-trafił otworzyć go w dowolnym miejscu, rzucić okiem na pierwszą historyjkę i przekonać się, czy nas śmieszy. Mnie bardzo śmieszyło, kto wie, może Was, pomimo braku doświadczeń w pracy w Firmie również? W końcu i tak Was to czeka. Może niekoniecznie zastąpi znajomość obsługi kserokopiarki, ale odrobina dystansu i autoironii także jest atutem.

A komiksy Scotta Adamsa są świetnymi podręcznikami do ćwiczenia tych cech.

Raport sporządziła: Ewa 'senmara' Haferkorn
Nadzór nad tworzeniem raportu i podpięcie do własnych wyników: Michał 'Furiath' Markowski
Niemerytoryczna korekta i przypisanie jako sukces działu: Maciej 'repek' Reputakowski
8.0
Ocena recenzenta
7.71
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Dilbert #01: Gdy język ciała zawodzi
Scenariusz: Scott Adams
Rysunki: Scott Adams
Wydawca polski: Egmont Polska
Data wydania polskiego: listopad 2007
Liczba stron: 128
Okładka: miękka, kolorowa
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Cena: 24,90 zł

Gdzie kupić


0
Nikt jeszcze nie poleca tego artykułu.
Poleć innym ten artykuł

Komentarze Obserwuj


×

Rastif karta postaci

Częsty bywalec
   
Ocena:
0
Moje doświadczenie zawodowe jest takie, jak przeciętnego studenta I roku, a więc nieco powyżej zera.

Niemniej jednak z Dilberta śmieję się od momentu, kiedy pierwszy raz się z nim styknąłem. Mając, zdaje się, dwanaście lat dorwałem jakąś antologię w pobliskim sklepie z komiksami i wydałem na nią pokaźną część kieszonkowego. Gdzieś ją jeszcze nawet mam i zawsze wprawiała mnie w dobry humor...

Myślę, że nie chodzi tu kwestię poznania realiów panujących w korporacjach (choć być może i o to), ale raczej o fakt, że Dilbert jest mocno... absurdalny. Ja tego typu żart uwielbiam.

a Wybiórcza zawsze drukowała jakieś kiepściejsze fragmenty.
13-01-2008 15:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.

ZAMKNIJ
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.