Komiks 2007: Wydarzenia roku
Co prawda w dziale komiksowym serwisu Poltergeist rok liczymy od 1 kwietnia (umowna data narodzin), lecz – siłą tradycji i ogólnej tendencji – wszelkich podsumowań dokonujemy w okolicach Nowego Roku. O ile na rzeczywistość patrzy się z perspektywy optymisty, jest to chwila bardzo miła. Oto spoglądamy w przeszłość i jeszcze raz cieszymy się z tego, co się udało i co sprawiło nam, miłośnikom komiksu, największą radość. W takim momencie zauważamy i wskazujemy również osoby oraz instytucje, które przyłożyły rękę do rozwoju rynku i pogłębienia zainteresowania obrazkowymi historiami. Z największą obawą spoglądamy zaś na tych, którym szczęście nie dopisało i życzymy go na przyszłość. Przyszłość, którą – pisząc palcem optymisty na wodzie – próbujemy przewidzieć.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
A zatem zaczynamy. Kolejność może nie jest w poniższym zestawieniu bardzo ważna, ale i nie pozostawiona przypadkowi.
1. Polacy od Timofa i Kultury
W ofercie Egmontu ostali się tylko Rafał Skarżycki i Tomasz Leśniak ze swoim Jeżem Jerzym. Rewolucje Mateusza Skutnika oraz komiksy Karola Kalinowskiego to już pieśń przeszłości. Obaj nie zginęli – Skutnik publikował pod egidą Znaku, KRL trafił na lepszą chwilę Taurus Media. Jednak nie każdy, jak bracia Minkiewiczowie, działa na własny rachunek. Statystyczny polski twórca komiksów jest zdany na siebie lub pisanie do zinów. A raczej: byłby skazany, gdyby nie aktywność dwóch wydawnictw, które znalazły dla niego miejsce w swoim biznesplanie.
Wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy nadało oficjalny wymiar okazjonalnym publikacjom, pojawiającym się zazwyczaj w okolicach imprez komiksowych. Ich jakość i poziom edytorski zależał przeważnie od jakości dostępnej kserokopiarki lub możliwości finansowych autora, który czasem "szarpnął" się na kolorowy druk na kredzie. Timof przejął od wydawców-amatorów cały proces publikacji, dystrybucji i reklamy. Nakłady takich tytułów utrzymane są na realistycznym poziomie i mieszczą się w przedziale od dwustu do czterystu egzemplarzy. Ich cena wcale nie jest przy tym niska, a normę stanowią komiksy za dwadzieścia lub nawet trzydzieści złotych. Wielu komiksiarzy jest gotowych zapłacić nawet więcej, szczególnie za wydania zbiorcze, obejmujące dorobek cenionych autorów. Czasem, zwłaszcza przy nieco słabszych pozycjach, ceny budzą kontrowersje wśród czytelników, lecz sygnał jest czytelny: to tytuły dla kolekcjonerów, osób, które lubią mieć wszystko, co się ukazuje. Publikacje od Timofa kosztują więcej niż tradycyjne occassionale, lecz ich fani mają gwarancję, że nie przeoczą ich w festiwalowym tumulcie. A dzięki dobremu kontaktowi z mediami internetowymi, gdzie pojawiają się przykładowe plansze i opisy, czytelnik może być pewien, że nie kupi komiksu w worku.
W 2007 roku Kultura Gniewu stała się definitywnie drugą siłą polskiego rynku. Przez "siłę" należy rozumieć: jakość wydawanych komiksów i regularność publikacji. Oferta firmy pogodziła przy tym dwa trendy – prezentację ciekawych, niezależnych komiksów z zagranicy oraz promocję wyróżniających się polskich twórców. Kultura Gniewu stawia przy tym na sprawdzone nazwiska lub obiecujące projekty i zapewnia im odpowiednią oprawę oraz szeroką promocję. I tak jak Egmont robi najwięcej dla promocji komiksu w ogóle, tak KG pokazuje szerokiej publiczności te tytuły, z których polski komiks może być najbardziej dumny. W minionym roku prawdziwym hitem stało się Na szybko spisane autorstwa Michała Śledzińskiego, a w jego ślady może z powodzeniem pójść Pierwsza Brygada – komiks doskonale znany bywalcom serwisów internetowych. Jeżeli wspomnieć jeszcze obecność wśród "Komiksowych Gniewnych" Marka Lachowicza, Janka Kozę, Krzysztofa Owedyka, Łukasza Ryłko, Krzysztofa Ostrowskiego, Jakuba Rebelkę czy Agatę 'Endo' Nowicką, okaże się, że występ w barwach Kultury Gniewu to całkiem prestiżowa sprawa.
2. Koniec Kaznodziei i Sandmana
Do końca świata już blisko. Nastąpi w chwili, w której ukażą się ostatnie tomy Wilqa i Naruto. Jednak pierwsze znaki zbliżającego się Armagedonu zostały nam już objawione w postaci komiksów Przebudzenie i Alamo.
W roku 2007 dobiegły końca dwie amerykańskie serie, które przez ładnych parę lat stanowiły stały punkt polskiego komiksowego krajobrazu. Sandman stworzył kult Neila Gaimana i Dave'a McKeana, Kaznodzieja zapewnił nieśmiertelną sławę Garthowi Ennisowi. Oba tytuły regularnie wygrywały plebiscyty popularności wśród fanów, a na fali tych sukcesów Egmont (i nie tylko) publikował inne komiksy ubóstwianych autorów.
Poziom obu cykli oraz ich zakończeń to temat dla osobnych rozważań. Towarzyszyły one czytelnikom w zasadzie od początku nowego boomu komiksowego i nie uległy żadnym rynkowym turbulencjom. Bez nich żadne roczne zestawienia nie będą już takie same. Dlatego wciąż bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy pojawi się kandydat, który wypełni powstałą lukę. Jakieś propozycje?
3. This is Frank Miller!
Rok temu przewidywaliśmy, że to będzie ważne kinowe wydarzenie, ale chyba nikt nie przypuszczał, jakich spustoszeń dokona. Film 300 wzbudził silne emocje, od zachwytów, przez salwy śmiechu, po zażenowanie, lecz swoje zadanie wykonał: pokazał nowy, choć zbliżony do idei znanej z Sin City, wymiar ekranizacji komiksów. Hałas, jakiego narobił, sprawił, że w minionym roku wyłącznie Transformersom udało się przebić do widzów. Komiksowe oblężenie dużego ekranu zatem wciąż trwa, choć – w porównaniu z bardzo obfitym rokiem 2006 – ustąpiło trochę produkcjom z gatunku fantasy i SF. Tę statystykę, przynajmniej dla polskich widzów, poprawił trochę serial Herosi, który w inteligentny sposób podjął komiksową konwencję tasiemca o superbohaterach. I choć finał pierwszego sezonu wypadł zaskakująco blado, seria zdobyła sobie grono wiernych widzów.
To wszystko? Prawie. Prawie robi wielką różnicę, dzięki czemu już wkrótce zobaczymy w Polsce prawdziwy komiksowy hit ubiegłych dwunastu miesięcy, czyli Persepolis. Nie zmienia to faktu, że oczekiwanie na film wyróżniony nagrodą jury w Cannes nie powinno trwać tak długo. Dobrze, że Gutek Film nie śpi.
O komiksowo-filmowych zapowiedziach na nadchodzący rok można przeczytać na blogu naszego redakcyjnego kolegi Jarka 'beacona' Kopcia.
4. MFK powraca
Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi udowodnił, że wystarczy zaprosić gwiazdę z zagranicy, by pozostawić po sobie wrażenie udanej imprezy. Najlepiej, jeśli tą gwiazdą jest Grzegorz Rosiński, a Thorgal obchodzi trzydzieste urodziny. Naturalnie, to nie jedyny powód, który sprawił, że łódzka impreza doczekała się po chudych latach nieco cieplejszego odbioru. Organizatorzy, umiejętnie wykorzystując magię liczb, dali odczuć uczestnikom, że biorą udział w prawdziwym święcie komiksiarzy.
Oczywiście, nie obyło się bez błędów, drobnych potknięć i wpadek, ale po raz kolejny przekonaliśmy się, że dla MFK zwyczajnie nie ma alternatywy. Warszawskie Spotkania Komiksowe, choć stale obecne w kalendarzu imprez, nawet z Neilem Gaimanem w programie nie stanowią dla Łodzi żadnej konkurencji. Co gorsza, nawet nie podejmują próby, by taką konkurencją się stać. Inne, lokalne przedsięwzięcia z trudem przebijają się do ogólnopolskiego odbiorcy, stawiając na "swój teren".
Pomimo świadomości wad i niedociągnięć łódzkiego MFK, na jego upadek po prostu nas nie stać.
5. Wystawmy sobie komiks
W cieniu nielicznych imprez komiksowych oraz comiesięcznych premier działają ludzie, którzy poświęcają swój czas na wprowadzanie komiksu "na salony", czyli do galerii. Skala, zasięg i rozgłos wystaw różnią się między sobą, lecz w ostatnim roku można było odnieść wrażenie, iż przynajmniej ilościowo odnotowaliśmy lekki skok. Trudno określić, czy wystawianie komiksu stało się modne, lecz darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby.
W minionym roku uwagę przyciągnąć próbowały m.in. następujące wystawy: Fashion Fiction, Komiksowy Schizzz, transGranica, retrospektywa Grzegorza Rosińskiego i inne wystawy towarzyszące MFK w Łodzi, Komiksowa Łódź, Epizody Powstania Warszawskiego 2006, Antologia 44 w Muzeum Powstania Warszawskiego, Krzysztof Ostrowski w Fabryce Sztuki, Komiks słowacki, wystawy komiksu polskiego we Francji i w Wiedniu, Komiks czeski w Centrali…
Wszystkich pominiętych – przepraszamy i podziwiamy. I czekamy na więcej.
6. Gloria in excelsis
Nieoczekiwanie, w myśl zasady "lepiej późno niż później", polskie władze odpowiedzialne za kulturę przypomniały sobie o Tadeuszu Baranowskim, Januszu Chriście, Henryku Jerzym Chmielewskim, Grzegorzu Rosińskim oraz ludziach związanych z Fantastyką i Nową Fantastyką. Wymienieni otrzymali medale "Gloria Artis", przyznawane osobom zasłużonym dla rozwoju polskiej kultury.
Godne to i sprawiedliwe, a należało się wymienionym jak psu przysłowiowa buda.
7. Akcja reaktywacja
Nie sposób zliczyć konwentowych spotkań, głównie z Egmontem, na których fani jak mantrę powtarzali pytania o wznowienie serii, których nie dokończyły padające wydawnictwa (zwłaszcza Twój Komiks i Siedmioróg). Zwyczajowa odpowiedź brzmiała: "nie ma na to szans, gdyż musielibyśmy wydawać tytuł od samego początku, a na to nas nie stać". I tak płakaliśmy po Rorku, Blacksadzie, XIII… Ale oto nadchodzi kres rozpaczy. Głównie za sprawą Egmontu, który uczynił miły, choć z pewnością poparty obliczeniami, gest i przejął po Siedmiorogu komiksy o kocie-detektywie i agencie-playboyu. Swoje trzy grosze do odkurzania nieukończonych serii dołożyło także Manzoku i reaktywowało opowieść o magu-albinosie (przy okazji sięgając po inny komiks Andreasa – Koziorożec).
Sam Egmont uczynił zresztą jeszcze jeden odważny krok, ponownie stawiając na komiks humorystyczny dla młodszego odbiorcy. Obok świetnych, lecz jednak trochę trudniejszych, Muminków, powrócił do Kid Paddle'a i Titeufa, czyli tytułów, na których kiedyś się "przejechał". Miejmy nadzieję, że zmiana formatu i formuły pomoże w zdobyciu polskiego rynku przez frankofoński humor. Zasługuje na to zarówno doskonała seria dla dziewcząt Lou!, jak i młody polski fan komiksu, na którego dotychczas po Kaczorze Donaldzie nic nie czekało. Oby tylko skorzystał z oferty.
8. Wydamy komiks i jakoś to będzie. Musi być!
W 2007 roku wobec przedłużającego się milczenia Mandragory, Postu i Taurus Media na drugiej linii komiksowego frontu okopały się Kultura Gniewu oraz Timof i Cisi Wspólnicy. Tymczasem późnym latem i w październiku zakotłowało się w "trzecim szeregu" i wyłoniło się kilka firm, które aktualnie stanowią zaplecze dla działającej z większą regularnością konkurencji. W ten sposób do znanych już wcześniej Atroposu (lekko zapomnianego), Manzoku (wreszcie działającego) i Pro Arte (konsekwentnego w realizacji jednego celu), dołączyły takie ekipy jak Hanami, Sutoris, Mucha Comics i Ladida Books. Jeśli dodać do tego jednorazowe projekty wydawnictw utrzymujących się na co dzień z publikowania książek (Znak, MAG, Prószyński i S-ka, Mareki), można zaryzykować twierdzenie, że na półkach z komiksami było raz czarno-biało, raz kolorowo, ale zawsze ciekawie.
Tradycyjnie w takich sytuacjach, obok radości, że "znalazł się jakiś szaleniec, który chce umoczyć swoje oszczędności w komiksie", pojawia się obawa, na ile debiutantom wystarczy zapału i gotówki. Troska jest tym większa, iż każda z czterech nowych firm zaproponowała czytelnikom coś nowego. Hanami – poważniejszą mangę i nadzieję na świeże azjatyckie tytuły, Sutoris – sensacyjny komiks amerykański, Mucha Comics – amerykańską klasykę z wysokiej półki, Ladida Books – intrygujący komiks alternatywny. Byłoby smutno, gdybyśmy ponownie o tych inicjatywach usłyszeli dopiero przy okazji MFK 2008 lub z informacji prasowej informującej o upadku firmy.
9. Jak nie Internet, to co?
Pod koniec 2007 roku czasopismo MixKomiks przejął Maciek 'empro' Prożalski. Na efekty jego pracy przyjdzie jeszcze poczekać (ukazał się dopiero pierwszy numer magazynu, nad którym powierzono mu pieczę), lecz nie zmienią one raczej faktu, iż na obecny w kioskach i supermarketach "regularnik" dla starszych komiksiarzy jeszcze poczekamy.
Zanim to - miejmy nadzieję - nastąpi, pozostaje kibicować takim inicjatywom jak B5 i Otaku (a także nieco skromniejszym: Maszinowi, Jeju czy NetKolektywowi). Periodyk o radomskim originie debiutował w roku 2006, a w minionych dwunastu miesiącach doczekał się dwóch kolejnych, coraz pojemniejszych wydań. Otaku również wystartowało ponad rok temu, a w 2007 potwierdziło, że nie jest efemerydą i znalazło swoich odbiorców (stanowiąc zarazem część większego przedsięwzięcia wydawniczego). Oba pisma, choć prezentujące nierówny poziom i zbierające rozmaite oceny, próbują zapchać lukę, dając przy okazji miejsce do prezentacji dla rodzimych twórców. Zawsze to miło zobaczyć swój komiks drukiem, choćby docierał tą drogą do mniejszej liczby odbiorców, niż w przypadku publikacji w Internecie.
10. Goście, goście
Gaiman, Rosiński, Mawil, Andersson, Marvano, Sowa, Savoia, Sente, Mourier.
Kolejność przypadkowa.
W porównaniu z rokiem 2006 można mówić o ogromnym skoku rzędu 450%. Jeżeli policzyć jeszcze Jeana Van-Hamme, który w ostatniej chwili złamał nogę, oraz związanych z Dylan Dogiem przybyszów z Włoch, a także Konstantina Komardina, autora Syberyjskich snów, wyjdzie na to, że strasznie światowa się nam ta Polska zrobiła. Oczywiście, więcej w tym żartu oraz ukłonu w stronę wydawców (Egmont, Kultura Gniewu, Timof), którzy zapewnili przyjazd autorów.
Jednakże, jak na optymistyczne podsumowanie przystało - cieszmy się tym, co mamy, a może kiedyś doczekamy i Alana Moore'a, i Stana Lee, i...
Wydarzenie Specjalne: Na szybko spisane
W zasadzie należałoby napisać – "Wydarzenie Specjalne: Na szybko spisane, Pan Blaki, 44, Pierwsza Brygada". Jednakże komiks Michała Śledzińskiego narobił najwięcej szumu i zostawił po sobie najszersze kręgi na wodzie komiksowego ryneczku. Fala była na tyle silna, że udało jej się przelać poza niszowe bajorko i zachlapać nieco media z telewizją włącznie. Przyjemność ujrzenia popularnego Śledzia chociażby w programie Kazimiery Szczuki i Krzysztofa Kłosińskiego przypomniała miłe chwile, gdy Mikropolis zostało nominowane do nagrody "Pegaza" (świętej pamięci). Na 2008 rok zapowiadany jest drugim tom cyklu – może on doczeka się bardziej wymiernych laurów? Paszport Polityki dla komiksiarza? A dlaczego nie?
Co w 2008, czyli epilog
Są w zasadzie tylko dwa wydarzenia, które można uznać za smutne zaskoczenie: niepowodzenie konkursu na kontynuację serii Kajko i Kokosz oraz rezygnacja Michała Śledzińskiego z tworzenia wznowienia Kapitana Żbika. Pomijając mniej lub bardziej racjonalne powody, pozostaje uczucie zawodu, iż nie wykorzystano szansy na połączenie przeszłości z teraźniejszością. Może kiedyś.
Jeszcze w listopadzie jako smutny fakt w tym zestawieniu znalazłaby się sytuacja Mandragory i Taurus Media. Tymczasem pod koniec roku obiecanki zostały przekute w czyny i w ofercie dawnych liderów coś drgnęło. O ile to nie drgawki agonalne, pozostaje być dobrej myśli.
Defetyzm i czarnowidztwo odkładamy więc na bok. W samym styczniu Egmont wydaje sześć nowości i trzy reedycje. Kultura utrzymuje rytm, a po cichu zapowiada wydania zeszytowe. Timof odgraża się jeszcze większą częstotliwością swoich publikacji. Tego, co zrobią i czym zaskoczą nas inni gracze nie sposób przewidzieć. Pozostaje z optymizmem patrzeć w przyszłość, w 2008 rok, który zapowiada się nie gorzej niż naprawdę dobry 2007.
A czytelnikom życzyć, aby zawsze było ich stać na wybrane komiksy.
A zatem zaczynamy. Kolejność może nie jest w poniższym zestawieniu bardzo ważna, ale i nie pozostawiona przypadkowi.
1. Polacy od Timofa i Kultury
W ofercie Egmontu ostali się tylko Rafał Skarżycki i Tomasz Leśniak ze swoim Jeżem Jerzym. Rewolucje Mateusza Skutnika oraz komiksy Karola Kalinowskiego to już pieśń przeszłości. Obaj nie zginęli – Skutnik publikował pod egidą Znaku, KRL trafił na lepszą chwilę Taurus Media. Jednak nie każdy, jak bracia Minkiewiczowie, działa na własny rachunek. Statystyczny polski twórca komiksów jest zdany na siebie lub pisanie do zinów. A raczej: byłby skazany, gdyby nie aktywność dwóch wydawnictw, które znalazły dla niego miejsce w swoim biznesplanie.
Wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy nadało oficjalny wymiar okazjonalnym publikacjom, pojawiającym się zazwyczaj w okolicach imprez komiksowych. Ich jakość i poziom edytorski zależał przeważnie od jakości dostępnej kserokopiarki lub możliwości finansowych autora, który czasem "szarpnął" się na kolorowy druk na kredzie. Timof przejął od wydawców-amatorów cały proces publikacji, dystrybucji i reklamy. Nakłady takich tytułów utrzymane są na realistycznym poziomie i mieszczą się w przedziale od dwustu do czterystu egzemplarzy. Ich cena wcale nie jest przy tym niska, a normę stanowią komiksy za dwadzieścia lub nawet trzydzieści złotych. Wielu komiksiarzy jest gotowych zapłacić nawet więcej, szczególnie za wydania zbiorcze, obejmujące dorobek cenionych autorów. Czasem, zwłaszcza przy nieco słabszych pozycjach, ceny budzą kontrowersje wśród czytelników, lecz sygnał jest czytelny: to tytuły dla kolekcjonerów, osób, które lubią mieć wszystko, co się ukazuje. Publikacje od Timofa kosztują więcej niż tradycyjne occassionale, lecz ich fani mają gwarancję, że nie przeoczą ich w festiwalowym tumulcie. A dzięki dobremu kontaktowi z mediami internetowymi, gdzie pojawiają się przykładowe plansze i opisy, czytelnik może być pewien, że nie kupi komiksu w worku.
W 2007 roku Kultura Gniewu stała się definitywnie drugą siłą polskiego rynku. Przez "siłę" należy rozumieć: jakość wydawanych komiksów i regularność publikacji. Oferta firmy pogodziła przy tym dwa trendy – prezentację ciekawych, niezależnych komiksów z zagranicy oraz promocję wyróżniających się polskich twórców. Kultura Gniewu stawia przy tym na sprawdzone nazwiska lub obiecujące projekty i zapewnia im odpowiednią oprawę oraz szeroką promocję. I tak jak Egmont robi najwięcej dla promocji komiksu w ogóle, tak KG pokazuje szerokiej publiczności te tytuły, z których polski komiks może być najbardziej dumny. W minionym roku prawdziwym hitem stało się Na szybko spisane autorstwa Michała Śledzińskiego, a w jego ślady może z powodzeniem pójść Pierwsza Brygada – komiks doskonale znany bywalcom serwisów internetowych. Jeżeli wspomnieć jeszcze obecność wśród "Komiksowych Gniewnych" Marka Lachowicza, Janka Kozę, Krzysztofa Owedyka, Łukasza Ryłko, Krzysztofa Ostrowskiego, Jakuba Rebelkę czy Agatę 'Endo' Nowicką, okaże się, że występ w barwach Kultury Gniewu to całkiem prestiżowa sprawa.
2. Koniec Kaznodziei i Sandmana
Do końca świata już blisko. Nastąpi w chwili, w której ukażą się ostatnie tomy Wilqa i Naruto. Jednak pierwsze znaki zbliżającego się Armagedonu zostały nam już objawione w postaci komiksów Przebudzenie i Alamo.
W roku 2007 dobiegły końca dwie amerykańskie serie, które przez ładnych parę lat stanowiły stały punkt polskiego komiksowego krajobrazu. Sandman stworzył kult Neila Gaimana i Dave'a McKeana, Kaznodzieja zapewnił nieśmiertelną sławę Garthowi Ennisowi. Oba tytuły regularnie wygrywały plebiscyty popularności wśród fanów, a na fali tych sukcesów Egmont (i nie tylko) publikował inne komiksy ubóstwianych autorów.
Poziom obu cykli oraz ich zakończeń to temat dla osobnych rozważań. Towarzyszyły one czytelnikom w zasadzie od początku nowego boomu komiksowego i nie uległy żadnym rynkowym turbulencjom. Bez nich żadne roczne zestawienia nie będą już takie same. Dlatego wciąż bez odpowiedzi pozostaje pytanie, czy pojawi się kandydat, który wypełni powstałą lukę. Jakieś propozycje?
3. This is Frank Miller!
Rok temu przewidywaliśmy, że to będzie ważne kinowe wydarzenie, ale chyba nikt nie przypuszczał, jakich spustoszeń dokona. Film 300 wzbudził silne emocje, od zachwytów, przez salwy śmiechu, po zażenowanie, lecz swoje zadanie wykonał: pokazał nowy, choć zbliżony do idei znanej z Sin City, wymiar ekranizacji komiksów. Hałas, jakiego narobił, sprawił, że w minionym roku wyłącznie Transformersom udało się przebić do widzów. Komiksowe oblężenie dużego ekranu zatem wciąż trwa, choć – w porównaniu z bardzo obfitym rokiem 2006 – ustąpiło trochę produkcjom z gatunku fantasy i SF. Tę statystykę, przynajmniej dla polskich widzów, poprawił trochę serial Herosi, który w inteligentny sposób podjął komiksową konwencję tasiemca o superbohaterach. I choć finał pierwszego sezonu wypadł zaskakująco blado, seria zdobyła sobie grono wiernych widzów.
To wszystko? Prawie. Prawie robi wielką różnicę, dzięki czemu już wkrótce zobaczymy w Polsce prawdziwy komiksowy hit ubiegłych dwunastu miesięcy, czyli Persepolis. Nie zmienia to faktu, że oczekiwanie na film wyróżniony nagrodą jury w Cannes nie powinno trwać tak długo. Dobrze, że Gutek Film nie śpi.
O komiksowo-filmowych zapowiedziach na nadchodzący rok można przeczytać na blogu naszego redakcyjnego kolegi Jarka 'beacona' Kopcia.
4. MFK powraca
Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi udowodnił, że wystarczy zaprosić gwiazdę z zagranicy, by pozostawić po sobie wrażenie udanej imprezy. Najlepiej, jeśli tą gwiazdą jest Grzegorz Rosiński, a Thorgal obchodzi trzydzieste urodziny. Naturalnie, to nie jedyny powód, który sprawił, że łódzka impreza doczekała się po chudych latach nieco cieplejszego odbioru. Organizatorzy, umiejętnie wykorzystując magię liczb, dali odczuć uczestnikom, że biorą udział w prawdziwym święcie komiksiarzy.
Oczywiście, nie obyło się bez błędów, drobnych potknięć i wpadek, ale po raz kolejny przekonaliśmy się, że dla MFK zwyczajnie nie ma alternatywy. Warszawskie Spotkania Komiksowe, choć stale obecne w kalendarzu imprez, nawet z Neilem Gaimanem w programie nie stanowią dla Łodzi żadnej konkurencji. Co gorsza, nawet nie podejmują próby, by taką konkurencją się stać. Inne, lokalne przedsięwzięcia z trudem przebijają się do ogólnopolskiego odbiorcy, stawiając na "swój teren".
Pomimo świadomości wad i niedociągnięć łódzkiego MFK, na jego upadek po prostu nas nie stać.
5. Wystawmy sobie komiks
W cieniu nielicznych imprez komiksowych oraz comiesięcznych premier działają ludzie, którzy poświęcają swój czas na wprowadzanie komiksu "na salony", czyli do galerii. Skala, zasięg i rozgłos wystaw różnią się między sobą, lecz w ostatnim roku można było odnieść wrażenie, iż przynajmniej ilościowo odnotowaliśmy lekki skok. Trudno określić, czy wystawianie komiksu stało się modne, lecz darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby.
W minionym roku uwagę przyciągnąć próbowały m.in. następujące wystawy: Fashion Fiction, Komiksowy Schizzz, transGranica, retrospektywa Grzegorza Rosińskiego i inne wystawy towarzyszące MFK w Łodzi, Komiksowa Łódź, Epizody Powstania Warszawskiego 2006, Antologia 44 w Muzeum Powstania Warszawskiego, Krzysztof Ostrowski w Fabryce Sztuki, Komiks słowacki, wystawy komiksu polskiego we Francji i w Wiedniu, Komiks czeski w Centrali…
Wszystkich pominiętych – przepraszamy i podziwiamy. I czekamy na więcej.
6. Gloria in excelsis
Nieoczekiwanie, w myśl zasady "lepiej późno niż później", polskie władze odpowiedzialne za kulturę przypomniały sobie o Tadeuszu Baranowskim, Januszu Chriście, Henryku Jerzym Chmielewskim, Grzegorzu Rosińskim oraz ludziach związanych z Fantastyką i Nową Fantastyką. Wymienieni otrzymali medale "Gloria Artis", przyznawane osobom zasłużonym dla rozwoju polskiej kultury.
Godne to i sprawiedliwe, a należało się wymienionym jak psu przysłowiowa buda.
7. Akcja reaktywacja
Nie sposób zliczyć konwentowych spotkań, głównie z Egmontem, na których fani jak mantrę powtarzali pytania o wznowienie serii, których nie dokończyły padające wydawnictwa (zwłaszcza Twój Komiks i Siedmioróg). Zwyczajowa odpowiedź brzmiała: "nie ma na to szans, gdyż musielibyśmy wydawać tytuł od samego początku, a na to nas nie stać". I tak płakaliśmy po Rorku, Blacksadzie, XIII… Ale oto nadchodzi kres rozpaczy. Głównie za sprawą Egmontu, który uczynił miły, choć z pewnością poparty obliczeniami, gest i przejął po Siedmiorogu komiksy o kocie-detektywie i agencie-playboyu. Swoje trzy grosze do odkurzania nieukończonych serii dołożyło także Manzoku i reaktywowało opowieść o magu-albinosie (przy okazji sięgając po inny komiks Andreasa – Koziorożec).
Sam Egmont uczynił zresztą jeszcze jeden odważny krok, ponownie stawiając na komiks humorystyczny dla młodszego odbiorcy. Obok świetnych, lecz jednak trochę trudniejszych, Muminków, powrócił do Kid Paddle'a i Titeufa, czyli tytułów, na których kiedyś się "przejechał". Miejmy nadzieję, że zmiana formatu i formuły pomoże w zdobyciu polskiego rynku przez frankofoński humor. Zasługuje na to zarówno doskonała seria dla dziewcząt Lou!, jak i młody polski fan komiksu, na którego dotychczas po Kaczorze Donaldzie nic nie czekało. Oby tylko skorzystał z oferty.
8. Wydamy komiks i jakoś to będzie. Musi być!
W 2007 roku wobec przedłużającego się milczenia Mandragory, Postu i Taurus Media na drugiej linii komiksowego frontu okopały się Kultura Gniewu oraz Timof i Cisi Wspólnicy. Tymczasem późnym latem i w październiku zakotłowało się w "trzecim szeregu" i wyłoniło się kilka firm, które aktualnie stanowią zaplecze dla działającej z większą regularnością konkurencji. W ten sposób do znanych już wcześniej Atroposu (lekko zapomnianego), Manzoku (wreszcie działającego) i Pro Arte (konsekwentnego w realizacji jednego celu), dołączyły takie ekipy jak Hanami, Sutoris, Mucha Comics i Ladida Books. Jeśli dodać do tego jednorazowe projekty wydawnictw utrzymujących się na co dzień z publikowania książek (Znak, MAG, Prószyński i S-ka, Mareki), można zaryzykować twierdzenie, że na półkach z komiksami było raz czarno-biało, raz kolorowo, ale zawsze ciekawie.
Tradycyjnie w takich sytuacjach, obok radości, że "znalazł się jakiś szaleniec, który chce umoczyć swoje oszczędności w komiksie", pojawia się obawa, na ile debiutantom wystarczy zapału i gotówki. Troska jest tym większa, iż każda z czterech nowych firm zaproponowała czytelnikom coś nowego. Hanami – poważniejszą mangę i nadzieję na świeże azjatyckie tytuły, Sutoris – sensacyjny komiks amerykański, Mucha Comics – amerykańską klasykę z wysokiej półki, Ladida Books – intrygujący komiks alternatywny. Byłoby smutno, gdybyśmy ponownie o tych inicjatywach usłyszeli dopiero przy okazji MFK 2008 lub z informacji prasowej informującej o upadku firmy.
9. Jak nie Internet, to co?
Pod koniec 2007 roku czasopismo MixKomiks przejął Maciek 'empro' Prożalski. Na efekty jego pracy przyjdzie jeszcze poczekać (ukazał się dopiero pierwszy numer magazynu, nad którym powierzono mu pieczę), lecz nie zmienią one raczej faktu, iż na obecny w kioskach i supermarketach "regularnik" dla starszych komiksiarzy jeszcze poczekamy.
Zanim to - miejmy nadzieję - nastąpi, pozostaje kibicować takim inicjatywom jak B5 i Otaku (a także nieco skromniejszym: Maszinowi, Jeju czy NetKolektywowi). Periodyk o radomskim originie debiutował w roku 2006, a w minionych dwunastu miesiącach doczekał się dwóch kolejnych, coraz pojemniejszych wydań. Otaku również wystartowało ponad rok temu, a w 2007 potwierdziło, że nie jest efemerydą i znalazło swoich odbiorców (stanowiąc zarazem część większego przedsięwzięcia wydawniczego). Oba pisma, choć prezentujące nierówny poziom i zbierające rozmaite oceny, próbują zapchać lukę, dając przy okazji miejsce do prezentacji dla rodzimych twórców. Zawsze to miło zobaczyć swój komiks drukiem, choćby docierał tą drogą do mniejszej liczby odbiorców, niż w przypadku publikacji w Internecie.
10. Goście, goście
Gaiman, Rosiński, Mawil, Andersson, Marvano, Sowa, Savoia, Sente, Mourier.
Kolejność przypadkowa.
W porównaniu z rokiem 2006 można mówić o ogromnym skoku rzędu 450%. Jeżeli policzyć jeszcze Jeana Van-Hamme, który w ostatniej chwili złamał nogę, oraz związanych z Dylan Dogiem przybyszów z Włoch, a także Konstantina Komardina, autora Syberyjskich snów, wyjdzie na to, że strasznie światowa się nam ta Polska zrobiła. Oczywiście, więcej w tym żartu oraz ukłonu w stronę wydawców (Egmont, Kultura Gniewu, Timof), którzy zapewnili przyjazd autorów.
Jednakże, jak na optymistyczne podsumowanie przystało - cieszmy się tym, co mamy, a może kiedyś doczekamy i Alana Moore'a, i Stana Lee, i...
Wydarzenie Specjalne: Na szybko spisane
W zasadzie należałoby napisać – "Wydarzenie Specjalne: Na szybko spisane, Pan Blaki, 44, Pierwsza Brygada". Jednakże komiks Michała Śledzińskiego narobił najwięcej szumu i zostawił po sobie najszersze kręgi na wodzie komiksowego ryneczku. Fala była na tyle silna, że udało jej się przelać poza niszowe bajorko i zachlapać nieco media z telewizją włącznie. Przyjemność ujrzenia popularnego Śledzia chociażby w programie Kazimiery Szczuki i Krzysztofa Kłosińskiego przypomniała miłe chwile, gdy Mikropolis zostało nominowane do nagrody "Pegaza" (świętej pamięci). Na 2008 rok zapowiadany jest drugim tom cyklu – może on doczeka się bardziej wymiernych laurów? Paszport Polityki dla komiksiarza? A dlaczego nie?
Co w 2008, czyli epilog
Są w zasadzie tylko dwa wydarzenia, które można uznać za smutne zaskoczenie: niepowodzenie konkursu na kontynuację serii Kajko i Kokosz oraz rezygnacja Michała Śledzińskiego z tworzenia wznowienia Kapitana Żbika. Pomijając mniej lub bardziej racjonalne powody, pozostaje uczucie zawodu, iż nie wykorzystano szansy na połączenie przeszłości z teraźniejszością. Może kiedyś.
Jeszcze w listopadzie jako smutny fakt w tym zestawieniu znalazłaby się sytuacja Mandragory i Taurus Media. Tymczasem pod koniec roku obiecanki zostały przekute w czyny i w ofercie dawnych liderów coś drgnęło. O ile to nie drgawki agonalne, pozostaje być dobrej myśli.
Defetyzm i czarnowidztwo odkładamy więc na bok. W samym styczniu Egmont wydaje sześć nowości i trzy reedycje. Kultura utrzymuje rytm, a po cichu zapowiada wydania zeszytowe. Timof odgraża się jeszcze większą częstotliwością swoich publikacji. Tego, co zrobią i czym zaskoczą nas inni gracze nie sposób przewidzieć. Pozostaje z optymizmem patrzeć w przyszłość, w 2008 rok, który zapowiada się nie gorzej niż naprawdę dobry 2007.
A czytelnikom życzyć, aby zawsze było ich stać na wybrane komiksy.
Tagi:
Wydarzenia roku | Komiks 2007