Porozmawiajmy o komiksie
W tej chwili w polskiej sieci działa całkiem pokaźna (jak na niewielki rynek) liczba serwisów internetowych. Wszystkie posiadają albo swoje forum, albo opcję komentarzy pod tekstami i newsami, albo i jedno, i drugie. Do tego dochodzi ogromna liczba blogów, w tym kilka takich, które skupiają pewną stałą społeczność czytelników.
I jakoś rozmów o komiksie mało.
Internet umożliwia błyskawiczną prezentację opinii. Można szybko uzyskać niemal dowolną informację. Zaproponować wspólną działalność. Zrobić coś razem. I komiksiarze – zarówno twórcy jak i hobbyści (czytaj: czytelnicy, którym jeszcze chce się czytać o komiksach i żyć życiem komiksowego środowiska) – z tych możliwości korzystają. Ale czy rozmawiają o komiksach? Jakoś rzadko, krótko i niemrawo.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
Zanim eksplodowały platformy blogowe, a serwisy wprowadziły opcje komentowania zawartości, dyskusje toczyły się na forach. Gildia, WAK, Wrak – tam toczyły się "flejmy". Z czasem, choć miejsc i okazji do wypowiadania się przybyło, jakby mniej chętnie z nich korzystamy. Forum Gildii wciąż przyciąga wielu komiksiarzy, komentowane są wpisy na Motywie Drogi, ale topiki i komcie sprowadzają się do krótkich zdań, wrzucania linków, wygłaszania krótkich sądów. Dyskusji się niemal nie stwierdza.
Nie rozmawiamy o komiksie. Nie rozmawiamy o pojedynczych komiksach nawet.
I to bez względu na to, czy dopiero się ukazały czy są już od dawna na rynku i więcej osób miało szansę je przeczytać. Gadamy przy ich okazji, oceniamy recenzje i pomysły wydawców, podniecamy się zapowiedziami. Ale nie dyskutujemy. I jakoś nie chce mi się wierzyć, że to dlatego, że 50% dyskusji zabijają "trolle", a drugie 50% flamewarriorzy, rozpoczynający odpowiedź od sakramentalnego "bredzisz" albo "pieprzenie".
Jest coś bardzo niepokojącego w tym, że konstruktywne i merytoryczne rozmowy między ludźmi komiksu zdarzają się niemal wyłącznie w wywiadach.
Nie lepiej jest na komiksowych imprezach. Wzorem roboczogodziny na festiwalu jest spotkanie z autorem/wydawcą/innym gościem/inną gościówą. Sporadycznie zdarza się, że przyjmuje ona formę prawdziwej rozmowy człowieka (prowadzącego) z drugim człowiekiem (autorem, wydawcą etc.). Gdy do głosu dorwie się publika (jej zagwarantowane wejściówką prawo), o rozmowie można zapomnieć (równie gwarantowany skutek).
Panele dyskusyjne stanowią margines, a to właśnie na nich pojawia się rzadka okazja do tego, by porozmawiać. Face to face, na żywca, bez ograniczeń i nieporozumień generowanych przez światłowody. Taką rozmowę na ostatnim MFKiG widziałem podczas panelu o ekranizacjach Batmana. Udało się ją też sprokurować na panelu wydawców.
Próby naukowej refleksji nad komiksem to również rzadkość. Jak Sympozjum Komiksologiczne wyskoczyło z wątpliwym tematem, to dostało po głowie. Ale czy w jego miejsce zaproponowano cokolwiek innego? Łatwo na tendencyjność odpowiedzieć krzykiem, petycją i paradą w obronie dobrego imienia komiksu. Ba, nawet konstruktywna krytyka się może zdarzyć. Gorzej z proponowaniem alternatywy.
Dlatego cieszę się na Ligaturę. Zapowiada się ona jako impreza trochę inna niż te, które znamy z komiksowego kalendarza. Sądzę, że po jej zakończeniu na blogach królować będą relacje ze środowiskowej integracji. I bardzo dobrze, o to też chodzi. Sam Facebook i Mafia Wars to nie wszystko.
Mam jednak nadzieję, że uda się też trochę pogadać o komiksach lub chociaż o jakimś komiksie.
PS. Cieszę się na Ligaturę z jeszcze jednego powodu. Będę miał na niej przyjemność poprowadzić panel o komiksie w mediach, na którym pojawi się kilka osób, które na co dzień próbują rozmawiać o komiksie z czytelnikami. Sobota, 6 lutego, godz. 12.00, Cafe Gazeta, ul. 27 Grudnia 3. Zapraszam.
I jakoś rozmów o komiksie mało.
Internet umożliwia błyskawiczną prezentację opinii. Można szybko uzyskać niemal dowolną informację. Zaproponować wspólną działalność. Zrobić coś razem. I komiksiarze – zarówno twórcy jak i hobbyści (czytaj: czytelnicy, którym jeszcze chce się czytać o komiksach i żyć życiem komiksowego środowiska) – z tych możliwości korzystają. Ale czy rozmawiają o komiksach? Jakoś rzadko, krótko i niemrawo.
Zanim eksplodowały platformy blogowe, a serwisy wprowadziły opcje komentowania zawartości, dyskusje toczyły się na forach. Gildia, WAK, Wrak – tam toczyły się "flejmy". Z czasem, choć miejsc i okazji do wypowiadania się przybyło, jakby mniej chętnie z nich korzystamy. Forum Gildii wciąż przyciąga wielu komiksiarzy, komentowane są wpisy na Motywie Drogi, ale topiki i komcie sprowadzają się do krótkich zdań, wrzucania linków, wygłaszania krótkich sądów. Dyskusji się niemal nie stwierdza.
Nie rozmawiamy o komiksie. Nie rozmawiamy o pojedynczych komiksach nawet.
I to bez względu na to, czy dopiero się ukazały czy są już od dawna na rynku i więcej osób miało szansę je przeczytać. Gadamy przy ich okazji, oceniamy recenzje i pomysły wydawców, podniecamy się zapowiedziami. Ale nie dyskutujemy. I jakoś nie chce mi się wierzyć, że to dlatego, że 50% dyskusji zabijają "trolle", a drugie 50% flamewarriorzy, rozpoczynający odpowiedź od sakramentalnego "bredzisz" albo "pieprzenie".
Jest coś bardzo niepokojącego w tym, że konstruktywne i merytoryczne rozmowy między ludźmi komiksu zdarzają się niemal wyłącznie w wywiadach.
Nie lepiej jest na komiksowych imprezach. Wzorem roboczogodziny na festiwalu jest spotkanie z autorem/wydawcą/innym gościem/inną gościówą. Sporadycznie zdarza się, że przyjmuje ona formę prawdziwej rozmowy człowieka (prowadzącego) z drugim człowiekiem (autorem, wydawcą etc.). Gdy do głosu dorwie się publika (jej zagwarantowane wejściówką prawo), o rozmowie można zapomnieć (równie gwarantowany skutek).
Panele dyskusyjne stanowią margines, a to właśnie na nich pojawia się rzadka okazja do tego, by porozmawiać. Face to face, na żywca, bez ograniczeń i nieporozumień generowanych przez światłowody. Taką rozmowę na ostatnim MFKiG widziałem podczas panelu o ekranizacjach Batmana. Udało się ją też sprokurować na panelu wydawców.
Próby naukowej refleksji nad komiksem to również rzadkość. Jak Sympozjum Komiksologiczne wyskoczyło z wątpliwym tematem, to dostało po głowie. Ale czy w jego miejsce zaproponowano cokolwiek innego? Łatwo na tendencyjność odpowiedzieć krzykiem, petycją i paradą w obronie dobrego imienia komiksu. Ba, nawet konstruktywna krytyka się może zdarzyć. Gorzej z proponowaniem alternatywy.
Dlatego cieszę się na Ligaturę. Zapowiada się ona jako impreza trochę inna niż te, które znamy z komiksowego kalendarza. Sądzę, że po jej zakończeniu na blogach królować będą relacje ze środowiskowej integracji. I bardzo dobrze, o to też chodzi. Sam Facebook i Mafia Wars to nie wszystko.
Mam jednak nadzieję, że uda się też trochę pogadać o komiksach lub chociaż o jakimś komiksie.
PS. Cieszę się na Ligaturę z jeszcze jednego powodu. Będę miał na niej przyjemność poprowadzić panel o komiksie w mediach, na którym pojawi się kilka osób, które na co dzień próbują rozmawiać o komiksie z czytelnikami. Sobota, 6 lutego, godz. 12.00, Cafe Gazeta, ul. 27 Grudnia 3. Zapraszam.