Rysuję - więc jestem
Rzecz o Jerzym Wróblewskim (fragment)
Autor: Maciej Jasiński
Przedstawiamy fragment artykułu Macieja Jasińskiego. W całości ukaże się on już niedługo na łamach 7. numeru Zeszytów Komiksowych.
"Był dzień 7 sierpnia 1941 roku i jak przystało na ten Wielki Dzień każdego z nas, ryczałem ponoć głośniej niż dzisiejszy tranzystor. Wkrótce jednak moje wokalne inklinacje przerodziły się w nieodpartą chęć rysowania tego, co działo się wokół mnie." (1)
Jerzy Wróblewski urodził się w rodzinie, w której prawie każdy miał jakiś talent plastyczny. Jego wujowie malowali obrazy, zaś ojciec, który z zawodu był handlowcem, podczas wojny zajmował się przygotowywaniem szyldów sklepowych. [...]
W początkowej plastycznej edukacji bardzo ważna była pomoc ojca. Doradzał – bazując na własnym doświadczeniu – w jaki sposób trzymać ołówek, jak nakładać farby, był też pierwszym recenzentem prac młodego rysownika. Tuż po wojnie Jerzy po raz pierwszy zetknął się z komiksem. W paczkach z UNRRA, czyli Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, obok wielu przydatnych rzeczy i artykułów spożywczych można było znaleźć także czarno-białe książeczki z komiksami z Myszką Miki i Kaczorem Donaldem. Oglądał je całymi dniami i próbował przerysowywać poszczególne kadry. [...]
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
W szkole podstawowej Jerzego cechowała już ogromna sprawność i łatwość rysowania. Na lekcjach plastyki zdarzało się, że poza własnym rysunkiem zdążył zrobić zadane ilustracje jeszcze dla wszystkich kolegów. "Tylko nauczycielka rysunku dziwnie patrzyła na uczniów, myśląc, że połowa z nich to artyści" – mówi z uśmiechem Zygmunt Wróblewski. Po ukończeniu siedmioklasowej wówczas podstawówki, Jerzy rozpoczął w rodzinnym Inowrocławiu pracę jako dekorator. Rodzina uważała jednak, że mając taki talent plastyczny, powinien kontynuować swoją edukację. Za namową ojca, Jerzy złożył podanie do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. Przenosiny do Miasta nad Brdą miały ogromny wpływ na późniejszą karierę rysownika komiksów.
"W wieku lat 17 uspokoiłem się nieco, bo moje rysunki zapachniały farbą drukarską na łamach prasy bydgoskiej."
Co do początku współpracy z Dziennikiem Wieczornym istnieją dwie sprzeczne wersje zdarzeń. Według relacji rodziny Jerzego Wróblewskiego, to redaktor Dziennika Wieczornego trafił do bydgoskiego "plastyka" w celu odnalezienia sprawnego rysownika, który mógłby podjąć współpracę z powstającą właśnie popołudniówką. Natomiast Andrzej Białoszycki - redaktor Dziennika Wieczornego - wspomina we wstępie do Powrotu Baxtera: "Pojawił się u szefa redakcji jako niepozorny chłopaczek, uczeń jeszcze, z blokiem rysunkowym pod pachą. Było już jednak w jego kresce to 'coś', świadczące o narodzinach prawdziwego majstra komiksowego".
Jakby początek współpracy nie wyglądał, to faktem niewątpliwym jest, że już w 1959 roku Jerzy Wróblewski został stałym współpracownikiem Dziennika Wieczornego. Przez prawie 20 lat zilustrował ponad 70 historii, które miały łącznie blisko 4300 odcinków. Większość z nich powstała do scenariusza Andrzeja Białoszyckiego, a kilka napisał samodzielnie Jerzy Wróblewski. [...]
Dorobek, jaki po sobie pozostawił rysownik, jest imponujący nie tylko w Polsce, ale też w skali światowej. Stworzył ponad 60 komiksowych albumów, które ukazały się łącznie w nakładzie blisko 14 milionów egzemplarzy. Jego komiksy prasowe, żarty rysunkowe i ilustracje trudno nawet zliczyć. Zdaniem Jerzego Szyłaka, "są w dorobku Jerzego Wróblewskiego rzeczy znakomite, na stałe wpisujące się na listę najlepszych osiągnięć polskiego komiksu. Jest ich niemało, choć - przyznać trzeba - w innym czasie, w innych okolicznościach jego talent mógłby być wykorzystany lepiej."
(1) Cytaty pochodzą z tekstów autobiograficznych Jerzego Wróblewskiego.
"Był dzień 7 sierpnia 1941 roku i jak przystało na ten Wielki Dzień każdego z nas, ryczałem ponoć głośniej niż dzisiejszy tranzystor. Wkrótce jednak moje wokalne inklinacje przerodziły się w nieodpartą chęć rysowania tego, co działo się wokół mnie." (1)
Jerzy Wróblewski urodził się w rodzinie, w której prawie każdy miał jakiś talent plastyczny. Jego wujowie malowali obrazy, zaś ojciec, który z zawodu był handlowcem, podczas wojny zajmował się przygotowywaniem szyldów sklepowych. [...]
W początkowej plastycznej edukacji bardzo ważna była pomoc ojca. Doradzał – bazując na własnym doświadczeniu – w jaki sposób trzymać ołówek, jak nakładać farby, był też pierwszym recenzentem prac młodego rysownika. Tuż po wojnie Jerzy po raz pierwszy zetknął się z komiksem. W paczkach z UNRRA, czyli Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy, obok wielu przydatnych rzeczy i artykułów spożywczych można było znaleźć także czarno-białe książeczki z komiksami z Myszką Miki i Kaczorem Donaldem. Oglądał je całymi dniami i próbował przerysowywać poszczególne kadry. [...]
W szkole podstawowej Jerzego cechowała już ogromna sprawność i łatwość rysowania. Na lekcjach plastyki zdarzało się, że poza własnym rysunkiem zdążył zrobić zadane ilustracje jeszcze dla wszystkich kolegów. "Tylko nauczycielka rysunku dziwnie patrzyła na uczniów, myśląc, że połowa z nich to artyści" – mówi z uśmiechem Zygmunt Wróblewski. Po ukończeniu siedmioklasowej wówczas podstawówki, Jerzy rozpoczął w rodzinnym Inowrocławiu pracę jako dekorator. Rodzina uważała jednak, że mając taki talent plastyczny, powinien kontynuować swoją edukację. Za namową ojca, Jerzy złożył podanie do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Bydgoszczy. Przenosiny do Miasta nad Brdą miały ogromny wpływ na późniejszą karierę rysownika komiksów.
"W wieku lat 17 uspokoiłem się nieco, bo moje rysunki zapachniały farbą drukarską na łamach prasy bydgoskiej."
Co do początku współpracy z Dziennikiem Wieczornym istnieją dwie sprzeczne wersje zdarzeń. Według relacji rodziny Jerzego Wróblewskiego, to redaktor Dziennika Wieczornego trafił do bydgoskiego "plastyka" w celu odnalezienia sprawnego rysownika, który mógłby podjąć współpracę z powstającą właśnie popołudniówką. Natomiast Andrzej Białoszycki - redaktor Dziennika Wieczornego - wspomina we wstępie do Powrotu Baxtera: "Pojawił się u szefa redakcji jako niepozorny chłopaczek, uczeń jeszcze, z blokiem rysunkowym pod pachą. Było już jednak w jego kresce to 'coś', świadczące o narodzinach prawdziwego majstra komiksowego".
Jakby początek współpracy nie wyglądał, to faktem niewątpliwym jest, że już w 1959 roku Jerzy Wróblewski został stałym współpracownikiem Dziennika Wieczornego. Przez prawie 20 lat zilustrował ponad 70 historii, które miały łącznie blisko 4300 odcinków. Większość z nich powstała do scenariusza Andrzeja Białoszyckiego, a kilka napisał samodzielnie Jerzy Wróblewski. [...]
Dorobek, jaki po sobie pozostawił rysownik, jest imponujący nie tylko w Polsce, ale też w skali światowej. Stworzył ponad 60 komiksowych albumów, które ukazały się łącznie w nakładzie blisko 14 milionów egzemplarzy. Jego komiksy prasowe, żarty rysunkowe i ilustracje trudno nawet zliczyć. Zdaniem Jerzego Szyłaka, "są w dorobku Jerzego Wróblewskiego rzeczy znakomite, na stałe wpisujące się na listę najlepszych osiągnięć polskiego komiksu. Jest ich niemało, choć - przyznać trzeba - w innym czasie, w innych okolicznościach jego talent mógłby być wykorzystany lepiej."
(1) Cytaty pochodzą z tekstów autobiograficznych Jerzego Wróblewskiego.