» Teksty » Recenzje filmów » Sin City

Sin City


wersja do druku

Pomiędzy Sin a City

Autor:
Do niedawna istniały dwa filmy, o których można było powiedzieć, iż udało się w nich oddać konwencję komiksowych historii oraz przełożyć na język ekranu logikę rządzącą opowieściami z dymkiem. Mowa o Niezniszczalnym - dość poważnej opowieści o narodzinach superbohatera - oraz Iniemamocnych, którzy, począwszy od tematu, a na smaczkach rodem z Alana Moore’a skończywszy, znaleźli sposób na dokonanie idealnego przekładu "z komiksowego na kinowe". Są to przykłady o tyle istotne i warte naśladowania, iż wszechobecny zalew opartych na publikacjach Marvela czy DC Comics obrazów zamiast rozpieszczać komiksowych fanów, w przeważającej większości rozczarowuje. W najlepszym wypadku jego owocami są solidne, rzemieślnicze filmy akcji, które z komiksową poetyką, poza obcisłymi gatkami bohaterów, wiele wspólnego nie mają.

Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę

I oto pojawia się Robert Rodriguez, wyciąga spod ziemi Franka Millera i zabiera nas do Miasta Grzechu. Miasta czarno-białego, w którym jednakże nie podejmuje się łatwych wyborów, a wszystko posiada swoją cenę, najczęściej spłacaną krwią i straconymi złudzeniami. Sin City to miasto rodem z czarnego kryminału, pełne przegranych twardzieli obdarzonych wewnętrznym głosem oraz zabójczo pięknych kobiet, które najczęściej stanowią przyczynę spotykających owych twardzieli porażek. Oto miejsce, w którego zaułkach raczej nie chciałbyś zabłądzić.

Jakiej odpowiedzi w kwestii zgodności z pierwowzorem udzielają wiernym fanom Miller i Rodriguez? Zawiedzieni poczują się widzowie ceniący filmowców-interpretatorów, twórców, którzy biorą temat na warsztat i filtrują go przez siebie, przez swoją wrażliwość. Albowiem w przypadku Miasta Grzechu albo obecność na planie Millera albo niezmierzone oddanie Rodrigueza dla oryginalnego kształtu utworu (tudzień jedno i drugie) sprawiły, iż film stanowi prawdopodobnie jedną z najwierniejszych ekranizacji w historii kina. Dlatego też ci, którzy lubią jedynie te piosenki, które już znają, będą zachwyceni. Oczywiście, fanatycy dopatrzą się nieznacznych, wymuszonych materią przesunięć, lecz są to zmiany czysto kosmetyczne. Cała reszta: kadrowanie, dialogi, przbieg akcji to idealna niemal kopia tego, co pamięta się z kart komiksu. Doprawdy, Tolkien zostawił Peterowi Jacksonowi więcej swobody.

Nie da się ukryć, iż nad Sin City unosi się duch zaproszonego do współpracy (chyba nie wyłącznie w celach marketingowych) Quentina Tarantino. Już wcześniejsze filmy Rodrigueza nosiły pewne znamiona "podążania tą samą drogą", lecz w tym wypadku można mówić wręcz o stąpaniu po wydeptanych śladach. Objawia się to w dwóch kwestiach – przejaskrawionej estetyzacji oraz ogromnej dawce serwowanej widzowi przemocy. O ile położenie silnego nacisku na oddanie poprzez oprawę klimatu komiksu Franka Millera pozostawia niezatarte wrażenie, o tyle drugi aspekt budzi pewne wątpliwości.

Są to jednakże wątpliwości, które nie dotyczą jedynie obrazu kinowego, lecz również samego komiksu. Nie można przecież powiedzieć, iż Millerowskie Sin City jest bajeczką dla grzecznych dzieci, że brakuje tam scen niezwykle brutalnych, na granicy wytrzymałości. Jednakże narracja komiksowa operuje skrótem, wiele z tego, co w filmie zmuszeni jesteśmy oglądać kilkanaście sekund lub dłużej, w komiksie wydarza się niejako "między kadrami", pozwala czytelnikowi szybko przejść dalej, pozostawić w sferze niedopowiedzenia. W kinie można najwyżej zamknąć oczy. Rodriguez nie omieszkał bowiem wydobyć brutalności i okrucieństwa na pierwszy plan, przez co na długie minuty klimat noir zostaje zastąpiony przez sekwencje rodem z ciężkiego gore. W efekcie bezmyślna, obliczona na szokowanie przemoc kładzie się cieniem na nielicznych plamach bieli, które rozjaśniają czerń Miasta Grzechu.

Owa przemoc przesłania niestety te zaczerpnięte z komiksu epizody, które na ekranie lśnią pełnym blaskiem. Mowa o dwóch spinających klamrą fabułę scenach oraz całym, wyjąwszy jatkę z Żółtym Draniem, wątku Hartigana (w tej roli niezawodny, jak zawsze, "niezniszczalny" Bruce Willis). Ani przygody Marva (idealnie dobrany Mickey Rourke) ani Dwighta (przyćmiony przez obdarzonego genialnie mrocznym głosem Benicio Del Toro Clive Owen) nie budują równie gęstej atmosfery nieuchronnej klęski, tak typowej dla Chandlerowskich kryminałów. Zemsta, choćby podszyta silną namiętnością, blaknie przy motywie upadku, odchodzenia bohatera.

Sin City budzi podziw, Sin City budzi wątpliwości. Ważne filmy zazwyczaj budzą dyskusje.

Tytuł: Sin City
Reżyseria: Robert Rodriguez, Frank Miller
Scenariusz: Robert Rodriguez (na podstawie komiksu Franka Millera)
Obsada: Bruce Willis, Mickey Rourke, Jessica Alba, Clive Owen, Nick Stahl, Elijah Wood, Rutger Hauer, Benicio Del Toro, Rosario Dawson
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2005

0
Nikt jeszcze nie poleca tego artykułu.
Poleć innym ten artykuł

Komentarze Obserwuj


×

Prozac karta postaci

Częsty bywalec
    ,,,
Ocena:
0
Co do filmu: Muszę zobaczyć, ale już podoba mi się dokładne przeniesienie komiksu, użycie go jako gotowego storyboardu...

Co do tekstu: Bardzo dobrze mi się czytało. Pięknie zbudowany i pięknie zakończony tekst.
14-06-2005 01:46
×

Umbra karta postaci

Zespolony z forum
    No, no, no...
Ocena:
0
ale chciałbym poznać twoją opinię repek w dwóch słowach, jak podoba ci się ten film. Jako ekranizacja komiksu, i jako film w ogóle. Bo w recenzji jest trochę pochwał ale i wątpliwości.
14-06-2005 01:56
×

Repek karta postaci

Fantastyczny dyskutant
    Bo to taki właśnie film jest...
Ocena:
0
...że jestem rozdarty.

Uwielbiam Millera, ale z drugiej strony ten film wyjął z komiksu to, co mnie w Sin City mniej interesuje i uważam za puste. Wolę klimat kryminału, niż sieczki z twardzielskimi tekstami.

Ale tego się po Rodriguezie spodziewałem, więc nie narzekam.

Pozdrawiam
14-06-2005 02:28

Użytkownik niezarejestrowany
    Repku kolego ...
Ocena:
0
zawarłeś w recenzji wszystko co sam powiedziałem na jego temat. Cieszę się, że są ludzie w podobny sposób myślący, gdyż wielu fanów filmu (sic!) zakrzyczało mnie nieco. Uwielbiam Millera, wiem że Miasto Grzechu to nie bajka dla dzieci, ale z ekranu obrzygano mnie niemal dosłownością tego co w komiksie pozostawiano wyobraźni każdego czytelnika.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałeś. Bo Sin City jest bez wątpienia eksperymentem kinowym i trzeba powiedzieć, że bardzo udanym. Kiedy nie jest się pewnym tego co z treścią, jak ją odebrać, to z pewnością większości spodoba się techniczna strona filmu. Mówiłeś o naprawdę solidnym aktorstwie, wspomniałeś o komiksowym kadrowaniu, ale w tym filmie jest znacznie więcej rzeczy, które zachwycą. Czasami (dość często) brakowało mi co prawda w filmie muzyki, ale widać, że taki był zamysł autorów.

No i podobnie jak ty, nie będę w stanie powiedzieć jednoznacznie. Bo film zachwyca i film odrzuca. Pewne jest to, że zobaczyć go trzeba, o ile tylko jesteśmy w stanie znieść taką dawkę negatywnych emocji.

Świetna recenzja R.
14-06-2005 11:22

Użytkownik niezarejestrowany
    Ale o czym nie wolno zapomnieć
Ocena:
0
Nie sposób nie zgodzić się z zarzutami w recenzji. Poczynię tylko aluzję do ostatniego zdania: SIN CITY w zamierzeniu nie budzi dyskusji. Mógłby ją budzić, gdyby nie stąpał tak cienką ścieżką. Ale mając trio Rodriguez/Miller/(bądź co bądź)Tarantino, nie chcę dzieła, które by nie było kontrowersyjne.

A o czym nie wolno zapomnieć? O tym, że długo nie dostaniemy w kinach tak śmiałego i dobrego filmu bazującym na komiksie. Choćby z tego powodu film ma u mnie czwóreczkę. A jeśli dodam sobie Willisa i Rourke'a to wyjdzie mi 4,5. A jeśli już dodaję za nich, to z czystego smaczku Wood i zapomniany Rutger Hauer daje piąteczkę. Bo ten film tworzą aktorzy.
14-06-2005 19:21

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Mnie film niesamowicie się podobał. Sporą dawkę przemocy zaakceptowałem tłumacząc to sobie specyficznym stylem. Niestety nie miałem okazji zapoznać się z komiksem - może wtedy moje odczucia byłyby inne.
Natomiast kreacje aktorskie były naprawdę oszałamiające. Mój numer jeden to Mickey Rourke, na drugim uplasowałby się albo Benicio Del Toro, albo Bruce.
14-06-2005 19:45
×

Shadowsoul karta postaci

Częsty bywalec
    Oceniam film...
Ocena:
0
na 4+. Lubie twórczość Millera. Lubie też eksperymenty filmowe, a takim eksperymentem jest ten film. Nadzwyczaj moim zdaniem udanym eksperymentem. Dawno nie widziałem tak oryginalnej/udanej ekranizacji komiksu. Przemoc? Przemoc jest wszędzie a już napewno jest częścią Sin City.

Film ma błedy ale...

Art fajny, fajny. Brakuje mi tylko info na temat aktorów i tego jak sie sprawowali na ekranie :D
14-06-2005 21:00
×

Repek karta postaci

Fantastyczny dyskutant
    Przemoc.
Ocena:
0
Dla mnie problem z przemocą jest ten, jak w filmach Tarantino - jest ona bezcelowa, stanowi jedynie element estetyki.

Osobiście uważam takie banalizowanie przemocy za bardzo groźne zjawisko w kinie. Oto można w imię ciekawego efektu wizualnego lub zszokowania widza walnąć w niego brutalnością, w żaden sposób jej - w treści - nie usprawiedliwiając, nie komentując, nie przypisując jej żadnej funkcji.

Ps. Co do aktorów... Sin City to jeden z tych filmów, w których aktorzy raczej nie grają, a występują. W zasadzie na wielką grę aktorską nie ma tu miejsca, może co najwyżej Del Toro ma trochę do pogrania.

Pozdrawiam serdecznie
14-06-2005 21:23
×

wóda karta postaci

Zespolony z forum
    jeszcze nie widzialem
Ocena:
0
wiec sie nie wypowiadam, ale dlaczego nie ma oceny?
14-06-2005 21:53
×

Repek karta postaci

Fantastyczny dyskutant
    Bo...
Ocena:
0
...uważam, że punktowe ocenianie mija się z celem i niczemu nie służy poza statystyką w gazecie. Lepiej zrobić to opisowo.

Gdybym osobiście miał wystawiać oceny Sin City do dostałoby z jednej strony 6, a z drugiej 1. Mam wyliczać średnią? :)

Pozdrawiam

14-06-2005 22:01
×

JoAnna karta postaci

Zespolony z forum
   
Ocena:
0
Ja mam nieco inne zdanie, czego nie omieszkam zawrzećw tym, co teraz piszę. Repek -świetny tekst.
14-06-2005 22:01

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Repku!

Nie często się to chyba zdarza, ale w 100% się z tobą zgadzam. Co do wad i zalet filmu, co do niemożności jednoznacznej oceny, wyciągnięcia przemocy, a zgubienia chandlerowskiego klimatu.
Film obejrzałam, w całości, ale po wyjściu z niego czułam się, jakby mnie ktoś pałką przez łeb zdzielił. Po lekturze komiksu tak nie miałam.

Ps. Nie zabierajcie na Sin City rodziców.
14-06-2005 22:58
×

Umbra karta postaci

Zespolony z forum
   
Ocena:
0
Jak dla mnie film jest bardzo, ale to bardzo dobry. Świetny, super, nie mam jednego określenia.
Świetny klimat przede wszystkim, genialna obsada aktorska, jeszcze lepsza reżyseria, świetne laski.
Super.
15-06-2005 00:56

Użytkownik niezarejestrowany
    A ja powiedziałem tacie,
Ocena:
0
że koniecznie będzie musi zobaczyć ten film :-)
15-06-2005 07:50

Użytkownik niezarejestrowany
    Syf
Ocena:
0
Syf do potęgi. Dobre rzemiosło, ciekawy wizualnie, ale... miałki, naiwny do granic, ekscytujący dla dwunastolatka. Byłby znacznie lepszy gdyby obrócić proporcje erotyki i brutalności. Jestem zdania że slogan MAKE LOVE NOT WAR wychodzi lidzkości bardziej na zdrowie. Film wkładam na zasłużoną pułkę z seriią PSIEJ DUPY VIDOCQ, gdzie obok króla serii polegnie obok łajna takiego jak Con Air czy Twierdza, nie zapominjąc o kuriozum w postaci Dobermana. Żal pradu na ściągniecie tego gniota z sieci, żal 50 gr na wypalnie go na płytce. Ale cóż - będzie to film "kultowy"
18-06-2005 14:58

Użytkownik niezarejestrowany
    Syf?
Ocena:
0
Porównywanie "Sin City" z Vidocq, Dobermanem i Twierdzą to chyba mocna przesada. Miałem bowiem nieprzyjemność obejrzenia wszystkich tych trzech filmów. Z Sin City niewiele w nich wspólnego. Wymieniona trójca to odgrzewane kotlety, które poprzedniego dnia ktoś spuścił w kiblu; są tak wtórne, idiotyczne i nieciekawe, że nadają się do pokazywania w telewizji Polsat.

Miasto grzechu owszem jest bardzo brutalne, ale niesamowita komiskowatość filmu (po wyjściu z kina ciężko się zdecydować czy było się na filmie, czy oglądało bardziej ruchomy komiks) pozwala nieco łagodniej spojrzeć na nadmiar przemocy. Nie można odmówić trzymania się w całości pewnej konwencji przerysowanego komiksu, którą w końcu daje się zaakceptować bez wyzwisk.

Co więcej podejrzewam, że "syfiasta" szemrana kopia z internetu to nie jest najlepszy pomysł na oglądanie rzeczonego filmu. Niektóre filmy na 15 calowym monitorze i z 20 watowymi głośnikami są po prostu czymś zupełnie innym niż w kinie.
18-06-2005 18:54
×

Umbra karta postaci

Zespolony z forum
   
Ocena:
0
Neurocide jak dla mnie to ty się nie znasz na kinie. Jak dla mnie to twoje ulubione filmy jakie by one nit były to syfy, ba to największe badziewie na tym świecie. Miło?
Weź nie pisz takich głupot, o tym filmie nawet tego nie zargumentowałeś. Gdyby był choć jeden argument, jedno zdanie dlaczego tak sądzisz a tu nic, jak zwykle "do dupy bo tak, a ja się znam najlepiej".
Lepiej nie pisz takich komentarzy, bo to nie ma sensu. A film nie będzie kultowy, on już stał się dla wielu kultowym.
18-06-2005 19:51
×

Repek karta postaci

Fantastyczny dyskutant
    Jedną ciekawą rzecz...
Ocena:
0
...pomimo raczej niskiego poziomu wypowiedzi, Neurocide zauwazył.

Jak stwierdza także w jednej ze swoich komiksowych książek J. Szyłak, za filmy kultowe najczęściej uważa się właśnie te, które ocierają się o kiczowatość i szmirę.

I tutaj muszę się zgodzić, że SC niebezpiecznie blisko tych pojęć - jak całe kino Rodrigueza czy Tarantino - się obraca. Wystarczy spojrzeć na te filmy z boku - są, delikatnie mówiąc, o niczym, często brutalne do przesady, czy groteskowo ohydne jak chociażby 'Od zmierzchu do świtu'.

Jedyna różnica w tym, że są to działania celowe, mające zadanie ukazać zasady rządzące konwencją i obnażyć formę.
To nie są przypadkowe badziewia, to są badziewia z premedytacją.

Oczywiście, można powiedzieć, że badziewie zawsze pozostanie badziewiem, ale gdy mówimy o sztuce, czyli kategorii absolutnie względnej,, to już nie jest taka prosta sprawa.

Pozdrawiam
18-06-2005 20:13
×

Seji karta postaci

Fantastyczny dyskutant
    Neu
Ocena:
0
Twierdza? TA Twierdza z Connerym? Jesli tak, to nie masz za grosz gustu :P

A na Sin City sie wybiore. Nie wiem tylko kiedy.
18-06-2005 23:30

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ad. K.Miernik
1).
Zgoda, mam 15 calowy monitor, ale mam też wyjście na 21 calowy TV i do tego SB Live z głośnikami 5.1. Filmy w divX zazwyczaj mają dobrą jakość dzwięku, czego często doświadczam.

Nie mniej film widziałem wczoraj (już przed wczoraj) w kinie w komfortowych warunkach. Nie oglądam "kamerówek" na swoim kompie.

2). Co łączy Sin City i Vidocqa? Otóż oba filmy są ładne wizulanie. Oba filmy (Sin City wprost) są próbą przeniesienia medium jakim jest komiks w medium jakim jest film. Oba filmy są bardzo komiksowe, to filmy zrobione jak ruchomy komiks. I tu pojawia się pewien problem, bo dostajemy film, a mamy go oglądać jak komiks co jest niewykonalne. Komiks jest rysunkiem, wielkim rysunkowym dziełem, na każdą klatkę można przeznaczyć sobie tyle czasu ile się chce, można się ekscytować kreską, ujęciem postaci dynamiką, rozwiązaniami graficznymi. Film nie daje na to czasu. Druga sprawa to dymki i teksty monologu wewnętrznego. Ten film popełnia grzech 17 mgnień wiosny :) – wiem niby nawiązanie to czarnego filmu, ale jeśli nie robi się tego dobrze i z umiarem, to po kilku minutach zaczyna to śmieszyć i razić, co więcej widz sprowadzany jest do poziomu intelektualnego niższego niż Merv kiedy ten wykłada mu „zawiłość fabuły”. Dialog z konwencją filmu czarnego? Owszem, w komiksie wyjdzie, ale w filmie? Może i też, ale nie tym.

Co jeszcze łączy Vidocqa z Sin City? Ano chore zwyrodniałe okrucieństwo tu jest kanibalo-pedofilia, tortury a w Vidocqu też były takie motywy – zupełnie zbędne, po to by były tylko, po nic. Jak w Dobermanie.

Podejmowano próby zrobienia komiksu w filmie, ale ta próba nie wyszła, to co łyknę w komiksie, jest dla mnie nie strawne w filmie, gdzie uwidaczniają się wszelkie nielogiczności, które komiks ukrywa na nieruchomym obrazie. W komiksie przełknę zerową głębię postaci, sztywne szablonowe dialogi rżnięte żywcem z czarnego filmu, w komiksie łykam to, że koleś obrywa młotem w łeb i żyje, że grant nie robi krzywdy – to jest konwencja, z tym się opatrzyłem. W filmie takie rzeczy to naiwność. Komiks ma grafikę i tekst. Film to zdjęcie, reżyseria, gra aktorska, słowo mówione i dźwięki. Reżyserem tego filmu był projekt graficzny. Zrezygnowano z adaptacji a postawiono na literalne przeniesienie. Skutkiem czego aktorstwo jest sztywne, szablonowe (każda z ról grających tam co bardziej znanych aktorów będzie tylko nędznym epizodem w ich karierze, bo nie mieli się czym popisać). O dialogu wewnętrznym już pisałem – jest dla mnie nie do przełknięcia, nie w takiej ilości i nie o takiej jakości.

Zostaje obraz i tło dźwiękowe. I tu owszem, film jest pod tym względem spoko. To się może podobać. Dla mnie ten film zyskałaby na wartości, gdyby można było wyłączyć linię dialogowe i monologowe.

Brutalność i drastyczność. Jeśli ma jakiś cel, to nie mam nic przeciwko. Tu natomiast jest to brutalność dla samej brutalności (i w komiksie nie mam zastrzeżeń, ale film ma trochę inne prawa). Jeśli patrzę na brutalność w Lilja 4-ever to wiem, że ma to mną wstrząsnąć i zastanowić się nad problemem społecznym, ma uczynić mnie lepszym człowiekiem, jeśli widzę Dziką Bandę, to wiem że kula zabija, jeśli widzę Martwice Mózgu to wiem, że jest to czarna komedia, ale jeśli oglądam polski film Billboard, to wiem, że byłby poprawny kryminałek, gdyby nie zbędne sceny sadystyczne i podobnie jest z Sin City. Można lubić Rodrigueza lub nie (ja lubię), jednak nie jest to dzieło Rodrigeza, to dyktat komiksu, koncepcji graficznej. Ta gatunek komiks gwałtem bierze gatunek film, nie licząc się z jego wymogami. To tak jakby dać czytać poezję syntezatorowi mowy, albo puszczać filmy w radio – można to robić, owszem, ale wymaga to adaptacji a nie literalnego przeniesienia, bez uwzględnienia praw danego medium. Kupuję Sin City jako komiks, nie kupuje go jako film. To, że Sin City jest świetnym komiksem nie znaczy, że jest dobrym filmem. Tak jak fakt, że Max Payne to fajna gierka, tak nie mam wątpliwości, że jako film byłby marny.

Film ma kilka fajnych scenek. Np. motyw z nazistowskim szurikenem, czy ciągły uśmieszek szalonego Frodo, no i ładne piersi – wyglądały na naturalne.

Tak się składa, że widziałem Sin City w kinie razem z Kill Billami (po Kill Billach). Świetnie się bawiłem, kiedy Tarantino robił sobie jajca z rozmaitych konwencji. Robił to z nabożnością, robił to po swojemu, robił to tak, że mogłem przełknąć bo się chłopak napracował, był doskonały w każdym detalu (a tych detali było mnóstwo). Role były do grania, postaci miał swoje motywacje, film wzbudzał we mnie uczucia. Sin City nie pozostawił we mnie nic. Jest jak afrykańska rzeźba która można kupić w hipermarkecie, jak wystawy Siudmaka. Pozór, a pod nim nic. Ten król jest nagi - wołam. I głupi do bólu – moim zdaniem.

Umbra: Ja nie twierdzę, że znam się na kinie, ja twierdzę, że Sin City jest słabym filmem, niegodnym 50 gr za płykę No Name, żeby go wypalić. Uważasz inaczej? Spoko. W komentarzach można wygłosić swoje opinie nie? Po to jest to miejsce. Nie mam za grosz szacunku do tego filmu, bo niesłychanie mnie rozczarował, a uczucia jakie mną targały były tożsame z tymi, którem czuł po obejrzeniu Vidocqa, Twierdzy i Con Air czy tego nieszczęsnego Billboardu. Od widoku tych filmów atrakcyjniejszy wydaje mi się psiego tyłka widok – piszę to z pełną świadomością. Ale to moja opinia Umbro, moja i tylko moja. Nie podobają mi się te filmy, ale wiem, że mogą się podobać, bo ktoś może się na nich dobrze bawić – nie wyciągam jednak wniosków o gustach czy wiedzy filmowej takich osób (to też do Ciebie Seji - nieporawny erystyku ;)) bo ludzie mają swoje gusta, swoje quirki – zwykle szersze niż węższe. Rozumiem jednak, że moją poprzednią wypowiedź zrozumiałeś jako przytyk osobisty, jako atak na twój gust – rozumiem, bo sam lubię takie filmy, które nie podobają się moim znajomym i nie rozumieją co mi się w nich podoba. Nie muszą. I mają prawo do swojej opinii, a ja mogę się z nią nie zgodzić. Nie mniej wyciąganie zbyt dlatego idących wniosków jest niezasadne. Wiem, że cię uraziłem. Przepraszam. Jako nadawca komunikatu ponoszę w pełni za niego odpowiedzialność. Taktuj go jako wyłącznie moją, autonomiczną opinie o tym obrazie, subiektywną, moją własną. Szanuję twój punkt widzenia i wiem, że film ten ma pewne wartości, które możesz postawić nad jego wadami. Kwestia perspektywy, punktu siedzenia, tego co wydaje się ważniejsze. Dla mnie to syf, dla ciebie to spoko film. Ty z kina wyszedłeś z uśmiecham, ja rozczarowany i świadczy to tylko i wyłącznie o tym, jakie wrażenie zostawił w nas ten film, a nie o tym, czy się na kinie znamy czy nie, czy jaki mamy gust. Każdy twój argument jest prawdziwy, podobnie jak każdy mój. Inaczej po prostu akcentujemy

ad rem: Przepraszam za fatalny błąd - napisałem kretyńsko "pułce" zamiast półce.
19-06-2005 14:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.

ZAMKNIJ
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.