Star Wars Komiks #05 (1/2009)
Zeszyt czwarty czasopisma Star Wars Komiks oscylował głównie wokół mrocznych historii związanych z Ciemną Stroną. Tym razem wydawnictwo Egmont postanowiło zmienić tematykę, fundując czytelnikom więcej komiksów związanych z Rebeliantami i rycerzami Jedi – w sumie w tym zeszycie opowieści mamy aż cztery, ze wszystkich ważniejszych okresów chronologii Gwiezdnych wojen.
Pierwsza z nich to humorystyczna, acz trzymająca w napięciu krótka historyjka z udziałem Hana Solo. Fabuła Rutyny oparta jest na prostym motywie – Solo dostarcza towary do jednego z odległych systemów, jednak z kolejnych kontroli wychodzi czysty jak łza – a przecież powszechnie wiadomo, że prawdopodobieństwo, by ów uroczy łajdak przewoził coś uczciwie, jest czysto matematyczne . Konstrukcja opowieści jest prosta i schematyczna, lecz co najważniejsze – skuteczna. Tony Isabella postanowił nie wchodzić zbyt głęboko w psychikę bohaterów tworząc dwóch, niezbyt oryginalnych, acz kontrastujących imperialnych oficerów i dodał do tego Hana Solo, który... jest sobą. Za warstwę graficzną odpowiada tu John Nadeau, który znany jest m.in. ze słabego (pod wszystkimi względami) Emissaries to Malastare. Tym razem jednak rezultat jego pracy przedstawia się nie najgorzej – kreska jest czytelna i w miarę estetyczna, postaci niepozbawione ekspresji, choć ich twarze można było "zaopatrzyć" w nieco więcej szczegółów.
Zaloguj się aby wyłączyć tę reklamę
W piątym zeszycie Egmont po raz drugi z rzędu uraczył czytelników historią z udziałem Dartha Maula. Niestety, podobnie jak Naznaczony z numeru poprzedniego, Mroczne widma to komiks zwyczajnie słaby. Fabuła przedstawia przygodę Luke'a Skywalkera na Iridonii, gdzie straszy duch Dartha Maula. Akcja rozwija się klasycznie, jak na opowieść z zacięciem detektywistycznym przystało, a scenarzysta dodatkowo postanowił nieco pobawić mrocznym otoczeniem i demonicznymi postaciami. Całość zabija kreska Francisco Paronziniego – niedbała, niechlujna, przez co często nieczytelna. Lokacje wyglądają nieźle, natomiast postaci to porażka rysownika na całej linii. Proste, pozbawione szczegółów i iskry życia twarze nie przemawiają do czytelnika, a ogólne wrażenie oglądania bajki dla dzieci, kłóci się z tym, co prawdopodobnie osiągnąć chciał scenarzysta.
Kolejny komiks, zatytułowany Uczeń, jest opowiastką równie krótką i równie przewrotną co Rutyna. Akcja osadzona jest czas jakiś przed Mrocznym widmem (filmem, nie mylić z poprzednim komiksem) i opowiada o perypetiach dwóch Sithów (mistrza i ucznia) na bliżej nieokreślonej planecie. Mike Denning postanowił tu w dość humorystycznym tonie oddać niezmienną i jakże przewidywalną naturę sithańskiej relacji mistrz-uczeń, co udało mu się niemal w stu procentach. W tym zadaniu wspiera go warstwa graficzna. Wystarczy jedno spojrzenie, by bez trudu ocenić, iż jest ona dziełem rysownika japońskiego pochodzenia. Słusznie, ponieważ ekspresyjny, hiperboliczny wschodni styl rysunku idealnie nadaje się do tego typu opowieści.
Ostatni i zarazem najdłuższy komiks to Cienie i światło, w którym Joshua Ortega opowiada historię kilku rycerzy Jedi z okresu Starej Republiki walczący z potworami zwanymi Terentatekami. Opowieść jest wręcz naszpikowana nawiązaniami i elementami z serii gier Knights of the Old Republic, więc ich fanom komiks należałoby polecić na samym początku. Ortedze nie umknął także specyficzny klimat z tego fragmentu historii Gwiezdnych wojen, choć nie można w tej kwestii ująć zasług rysownikowi. Dustina Weavera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, a już na sam dźwięk nazwiska jednego z najlepszych gwiezdnowojennych artystów komiksowych, serca czytelników powinny zabić szybciej. Nie bez przyczyny – Cienie i światło to pod względem graficznym w rzeczy samej smakowity kąsek, który przegląda się z prawdziwą przyjemnością, a jego wpływu na radość z lektury nie sposób przecenić.
Cztery komiksy z czterech okresów, różnie historie na różnych poziomach. Wypadkowa? Zdecydowanie pozytywna. Gdyby nie Mroczne widma, zbiorek byłby do prawdy znakomity i szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego wydawca tak bardzo upiera się w częstowaniu nas kolejnymi słabymi opowieściami z udziałem Maula. Ani to nie poprawia ogólnego wrażenia, ani wizerunku postaci. Jednak cieszmy się tym co jest, bo jest co czytać. Jeśli jeszcze nie macie styczniowego Star Wars Komiks – marsz do sklepów.
Pierwsza z nich to humorystyczna, acz trzymająca w napięciu krótka historyjka z udziałem Hana Solo. Fabuła Rutyny oparta jest na prostym motywie – Solo dostarcza towary do jednego z odległych systemów, jednak z kolejnych kontroli wychodzi czysty jak łza – a przecież powszechnie wiadomo, że prawdopodobieństwo, by ów uroczy łajdak przewoził coś uczciwie, jest czysto matematyczne . Konstrukcja opowieści jest prosta i schematyczna, lecz co najważniejsze – skuteczna. Tony Isabella postanowił nie wchodzić zbyt głęboko w psychikę bohaterów tworząc dwóch, niezbyt oryginalnych, acz kontrastujących imperialnych oficerów i dodał do tego Hana Solo, który... jest sobą. Za warstwę graficzną odpowiada tu John Nadeau, który znany jest m.in. ze słabego (pod wszystkimi względami) Emissaries to Malastare. Tym razem jednak rezultat jego pracy przedstawia się nie najgorzej – kreska jest czytelna i w miarę estetyczna, postaci niepozbawione ekspresji, choć ich twarze można było "zaopatrzyć" w nieco więcej szczegółów.
W piątym zeszycie Egmont po raz drugi z rzędu uraczył czytelników historią z udziałem Dartha Maula. Niestety, podobnie jak Naznaczony z numeru poprzedniego, Mroczne widma to komiks zwyczajnie słaby. Fabuła przedstawia przygodę Luke'a Skywalkera na Iridonii, gdzie straszy duch Dartha Maula. Akcja rozwija się klasycznie, jak na opowieść z zacięciem detektywistycznym przystało, a scenarzysta dodatkowo postanowił nieco pobawić mrocznym otoczeniem i demonicznymi postaciami. Całość zabija kreska Francisco Paronziniego – niedbała, niechlujna, przez co często nieczytelna. Lokacje wyglądają nieźle, natomiast postaci to porażka rysownika na całej linii. Proste, pozbawione szczegółów i iskry życia twarze nie przemawiają do czytelnika, a ogólne wrażenie oglądania bajki dla dzieci, kłóci się z tym, co prawdopodobnie osiągnąć chciał scenarzysta.
Kolejny komiks, zatytułowany Uczeń, jest opowiastką równie krótką i równie przewrotną co Rutyna. Akcja osadzona jest czas jakiś przed Mrocznym widmem (filmem, nie mylić z poprzednim komiksem) i opowiada o perypetiach dwóch Sithów (mistrza i ucznia) na bliżej nieokreślonej planecie. Mike Denning postanowił tu w dość humorystycznym tonie oddać niezmienną i jakże przewidywalną naturę sithańskiej relacji mistrz-uczeń, co udało mu się niemal w stu procentach. W tym zadaniu wspiera go warstwa graficzna. Wystarczy jedno spojrzenie, by bez trudu ocenić, iż jest ona dziełem rysownika japońskiego pochodzenia. Słusznie, ponieważ ekspresyjny, hiperboliczny wschodni styl rysunku idealnie nadaje się do tego typu opowieści.
Ostatni i zarazem najdłuższy komiks to Cienie i światło, w którym Joshua Ortega opowiada historię kilku rycerzy Jedi z okresu Starej Republiki walczący z potworami zwanymi Terentatekami. Opowieść jest wręcz naszpikowana nawiązaniami i elementami z serii gier Knights of the Old Republic, więc ich fanom komiks należałoby polecić na samym początku. Ortedze nie umknął także specyficzny klimat z tego fragmentu historii Gwiezdnych wojen, choć nie można w tej kwestii ująć zasług rysownikowi. Dustina Weavera nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, a już na sam dźwięk nazwiska jednego z najlepszych gwiezdnowojennych artystów komiksowych, serca czytelników powinny zabić szybciej. Nie bez przyczyny – Cienie i światło to pod względem graficznym w rzeczy samej smakowity kąsek, który przegląda się z prawdziwą przyjemnością, a jego wpływu na radość z lektury nie sposób przecenić.
Cztery komiksy z czterech okresów, różnie historie na różnych poziomach. Wypadkowa? Zdecydowanie pozytywna. Gdyby nie Mroczne widma, zbiorek byłby do prawdy znakomity i szczerze mówiąc nie rozumiem dlaczego wydawca tak bardzo upiera się w częstowaniu nas kolejnymi słabymi opowieściami z udziałem Maula. Ani to nie poprawia ogólnego wrażenia, ani wizerunku postaci. Jednak cieszmy się tym co jest, bo jest co czytać. Jeśli jeszcze nie macie styczniowego Star Wars Komiks – marsz do sklepów.
Galeria
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Star Wars Komiks #05
Redaktor naczelny: Jacek Drewnowski
Scenariusz: Joshua Ortega, Mike Denning, Tony Isabella, Joe Casey
Rysunki: Dustin Weaver, David Nakayama, John Nadeau, Francisco Paronzini
Kolory: Michael Atiyeh, Peter Dawes, Dave Nestelle
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Wydawca polski: Egmont Polska
Data wydania polskiego: 15 stycznia 2009
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski, Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 48
Format: B5
Okładka: miękka, kolorowa
Druk: kolorowy
Cena: 5,90 zł
Redaktor naczelny: Jacek Drewnowski
Scenariusz: Joshua Ortega, Mike Denning, Tony Isabella, Joe Casey
Rysunki: Dustin Weaver, David Nakayama, John Nadeau, Francisco Paronzini
Kolory: Michael Atiyeh, Peter Dawes, Dave Nestelle
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Wydawca polski: Egmont Polska
Data wydania polskiego: 15 stycznia 2009
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski, Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 48
Format: B5
Okładka: miękka, kolorowa
Druk: kolorowy
Cena: 5,90 zł
Gdzie kupić
Tagi:
Tony Isabella | Star Wars Komiks #05 | Star Wars Komiks | Peter Dawes | Mike Denning | Michael Atiyeh | Maciej Drewnowski | Joshua Ortega | John Nadeau | Joe Casey | Jarosław Grzędowicz | Jacek Drewnowski | Francisco Paronzini | Dustin Weaver | David Nakayama | Dave Nestelle