Assassin’s Creed: Syndicate
Pan i Pani Frye
Londyn w drugiej połowie dziewiętnastego wieku jest całkowicie kontrolowany przez Templariuszy – odwiecznych wrogów Asasynów – a ci drudzy są zbyt słabi i najwyraźniej wystraszeni, aby cokolwiek z tym zrobić. Rodzeństwo Frye, Jacoba i Evie, poznajemy, gdy wykonują asasyńskie misje na prowincji. Wykonują je z naszą pomocą, rzecz jasna.
Studia Ubisoftu pracujące nad Syndicate postawiły na widowiskowe otwarcie gry. Fani serii Uncharted na pewno kojarzą spektakularną scenę w pociągu z drugiej części. Została ona tu niemal dokładnie odtworzona. Dostęp do otwartego Londynu zyskujemy dopiero w trzeciej sekwencji, kiedy to bohaterskie rodzeństwo stwierdza, że ma dość wykonywania małych zleceń i nadszedł czas, aby odbić Londyn z rąk Templariuszy.
Londyn da się lubić
Umiejscowienie akcji w wiktoriańskim Londynie jest jednym z większych atutów Syndicate. Być może na początku nie robi większego wrażenia, ponieważ zaczynamy w uboższej dzielnicy, która nie może pochwalić się zapierającymi dech widokami, nie można jednak odmówić jej klimatu. Pierwszy zachwyt wywołała jednak u mnie wspinaczka na Big Bena, której możemy doświadczyć stosunkowo wcześnie w jednej z misji. Zwiedzanie Pałacu Buckingham też zapada w pamięć, natomiast fani serii docenią obecność zadania polegającego na przeszukaniu posiadłości Edwarda Kenwaya, bohatera Black Flag.
Konstrukcja gry powoduje, że w miarę postępów w fabule trafiamy do coraz bogatszych dzielnic Londynu. Najpierw przemierzamy przemysłowe regiony, gdzie jesteśmy świadkami wykorzystywania dzieci do pracy w zakładach. Syndicate pozwala nam odegrać rolę dobrego Asasyna śpieszącego dzieciom na ratunek dzięki misjom polegającym na uwolnieniu nieletnich z fabryk.
Jednym z momentów doskonale ilustrujących różnice klasowe w Londynie, który szczególnie zapadł mi w pamięć, by ten, kiedy jako Evie biegałam po czystej i jasnej dzielnicy Westminster i zatrzymałam się na chwilę, by spojrzeć na drugi brzeg Tamizy. Zobaczyłam tam dymiące kominy. Kontrast między dzielnicami oddzielonymi szeroką rzeką zrobił na mnie ogromne wrażenie. Za takie chwile projektom należą się solidne pochwały. Podobne wrażenie wywiera misja Jacoba, w której musimy eskortować bogatą damę podczas jej krajoznawczej wycieczki po londyńskich slumsach.
Czy to ptak? Nie, to Asasyn!
Dość szybko po trafieniu do Londynu asasyńskie rodzeństwo otrzymuje nowy wynalazek – linkę. Dzięki niej można łatwiej się wspinać, a przede wszystkim przemieszczać się w poziomie bez schodzenia na szerokie ulice, które uniemożliwiają standardowe skakanie między dachami. Momentami jednak zalety wynikające z używania linki wydawały mi się aż zbyt duże. Dochodziło nawet do tego, że wspinaczka na punkt widokowy ograniczała się do wystrzelenia linki stojąc u podstawy wieży i patrzenia, jak nasz bohater automatycznie się po niej wspina.
Drugim sposobem transportu, tym razem już całkowicie nietrafionym, są powozy. Możemy na nie wskoczyć lub sami nimi sterować. Powozy napędzane są siłą mięśni koni, które muszą pochodzić z jakiejś kosmicznej hodowli, bo ani metalowe słupy, ani dość spore drzewa nie są w stanie stanąć im na drodze. Wygląda to niedorzecznie i całkowicie psuje przyjemność jazdy, o ile w ogóle można o takiej mówić, bo sterowanie to utrapienie. Niestety twórcy uparli się i wrzucili powozy do sporej części misji, co mocno irytuje w trakcie zabawy. Miłośnicy zwierząt nie będą zadowoleni ze sposobu, w jaki można unieszkodliwić wrogi powóz – strzelając do biednego zwierzaka. Może i konie w Assassin's Creed potrafią kosić słupy równo z chodnikiem, ale kuloodporne już nie są. Z drugiej strony, skoro przyjmujemy, że Asasyn bez uszczerbku na zdrowiu potrafi wylądować w kupce liści po skoku w kilkuset metrów, to dlaczego konie nie mają być w stanie niszczyć drzew? Czerpanie przyjemności z Assassin's Creeda wymaga czasem po prostu zaakceptowania pewnych rozwiązań bez wnikania w szczegóły.
Ciężka praca
Gry z serii Assassin's Creed zawsze miały dużo do zaoferowania fanom wszelkiego rodzaju zbieractwa i Syndicate kontynuuje tę tradycję. Elementów kolekcjonerskich jest dużo, od zrywania ilustracji ze ścian, przez zbieranie kwiatków, po szukanie butelek piwa. Fani historii opowiadanej w serii ucieszą się z możliwości odkrywania kolejnych kawałków opowieści poprzez zbieranie zakłóceń Heliksa. Szkoda jedynie, że odblokowywane dzięki nim dane wywiadowcze Asasynów w formie nagrań audio nie są opatrzone polskimi napisami. Zdaje się, że nastąpiło tu pewne niedopatrzenie przy polonizacji. Na szczęście pozostałe wpisy w obszernej bazie danych są dostępne w naszym języku i na pewno dostarczą dużo radości wiernym fanom, tym bardziej, że występuje w nich również element humorystyczny.
Poza zbieractwem możemy bawić się w odbijanie kolejnych dzielnic Londynu z rąk gangu przychylnego Templariuszom. Aby tego dokonać, musimy wykonać szereg misji (odbicie kwatery gangu, uwolnienie dzieci z zakładów pracy czy polowanie na Templariusza), aby ostatecznie w bezpośrednim starciu gangów przejąć daną dzielnicę. Szkoda, że w każdej dzielnicy typy zadań są identyczne. O ile na początku mogą wydawać się różnorodne, tak po kilkunastu godzinach zabawy przejmowanie kolejnej kwatery wrogiego gangu zwyczajnie nuży.
Praca się opłaca, bo za wykonanie każdej pomniejszej misji czy też zebranie jakiegoś elementu kolekcjonerskiego dostajemy punkty doświadczenia, dzięki którym rozwijamy bohaterów. Evie i Jacob w dużej mierze dzielą drzewka rozwoju, poza trzema umiejętnościami przeznaczonymi tylko dla jednego z rodzeństwa. Powoduje to, że chociaż w zamierzeniu style gry zapewne miały się różnić w zależności od wybranego bohatera, to w praktyce gra się nimi niemal identycznie. Tak naprawdę nawet wyborem umiejętności nie należy się specjalnie przejmować, bo wykonując większość misji i tak w końcu odblokujemy wszystkie i bez problemu awansujemy na maksymalny, dziesiąty poziom rozwoju. Podobieństwo stylu gry Jacobem i Evie powoduje natomiast, że wybór postaci, którą będziemy biegać po Londynie, uzależniony jest wyłącznie od indywidualnych upodobań – poza misjami, w których wybór jest narzucony.
Z awansowaniem postaci związany jest również system rozwoju ekwipunku. Potężniejsze bronie mają wymagania dotyczące poziomu bohatera. Motywuje to w pewien sposób do wykonywania powtarzalnych misji i szukania skrzyń z materiałami rzemieślniczymi potrzebnymi do wytworzenia niektórych przedmiotów. Wzorem poprzednich części zyski możemy czerpać również w naszej organizacji, w przypadku Syndicate rodzeństwo Frye stoi na czele londyńskiego gangu powołanego do życia w celu walki z grupą przestępczą przychylną Templariuszom. Dzięki inwestowaniu w gang możemy podnieść jego skuteczność, obniżyć cenę niektórych przedmiotów dostępnych u kupców oraz zwiększyć przychody.
Ale w sumie po co walczyć?
Motywacja fabularna do wykonywania kolejnych misji nie jest szczególnie przekonująca, zwłaszcza w przypadku Jacoba, który dba tylko o to, by walczyć z Templariuszami, nieważne po co i nieważne, jakie przyniesie to konsekwencje. Nieco lepiej wygląda to w przypadku Evie, która z kolei poszukuje tajemniczego artefaktu, rzecz jasna ścigając się przy okazji z Templariuszami. W szerszej narracji współcześni Asasyni poszukują tego samego przedmiotu, rękoma gracza synchronizując wspomnienia rodzeństwa Frye, aby ustalić jego położenie. Fani asasyńskich fabularnych odlotów będą zadowoleni z tego, co dzieje się w czasach współczesnych, natomiast całą resztę graczy niespecjalnie przejmujących się tym wątkiem końcówka może przyprawić o zawrót głowy. Wszystko to jednak przedstawione jest w formie filmików, przez całą grę nie mamy bezpośredniej kontroli nad żadną postacią z obecnych czasów.
Co ciekawe, w trakcie zabawy bardziej intrygowały mnie zadania poboczne zlecane przez takie persony jak Darwin, Dickens czy Marks, a na końcu przez samą królową Wiktorię, chociaż akurat jej zadania zdecydowanie odstają poziomem od misji pozostałych postaci historycznych. Ubisoft umiejętnie wplótł tych bohaterów w losy rodzeństwa Frye i pozwolił sobie na odrobinę fantazji w wymyślaniu ich zadań. Poza znanymi w naszym kręgu kulturowym postaciami pojawiają się również nieco bardziej egzotyczne osobistości, takie jak maharadża Duleep Singh, który przez chwilę pomaga Evie.
Asasyn walczy, koledzy pomagają
Gdy znajdziemy w mieście członków naszego gangu i odpowiednio się rozwiniemy, możemy ich zwerbować i biegać po Londynie w towarzystwie maksymalnie pięciu pomocników. Jest to przydatne zwłaszcza na początku, gdy nie chce nam się walczyć z każdym napotkanym przeciwnikiem. Zamiast tego można kazać walczyć naszym towarzyszom. Wygląda to czasem komicznie. Członkowie przeciwnych gangów i policjanci potrafią stać i patrzeć na siebie przez kilka sekund, zanim ktoś zdecyduje się zadać cios. Na szczęście z reguły działa to dobrze i faktycznie jest pomocne. Czasem aż za bardzo, jak wtedy, gdy zdarzyło mi się wysłać moich pomocników do zakładu pracy, z którego miałam uwolnić dzieci. Mój gang zlikwidował wszystkich przeciwników, a ja spokojnie weszłam na teren zakładu i uwolniłam dzieci, wypełniając przy okazji cel poboczny polegający na uniknięciu wywołania alarmu.
Sam system walki nie jest szczególnie skomplikowany i ogranicza się do używania kilku przycisków odpowiedzialnych za atak, kontratak, przełamanie bloku i ewentualnie uniknięcie strzału. Ciekawie wyglądają finishery, które aktywują się automatycznie, gdy kilku przeciwników znajduje się na skraju śmierci. Wybrany aktualnie Asasyn wykańcza wtedy wrogów w widowiskowy i brutalny sposób. Czasem aż może przejść dreszcz, gdy słychać łamane kości lub widać nóż wbijający się w głowę delikwenta. Efekt ten jednak nie trwa długo, a zastępowany jest zniecierpliwieniem, ponieważ animacji nie ma dużo, zatem często się powtarzają, co niepotrzebnie wydłuża walki. Szczególnie widać to w starciach w ramach Klubu Pięściarskiego, kiedy to czasem wydawało mi się, że więcej czasu spędzam na oglądaniu finisherów niż na faktycznej walce.
Konkursu piękności nie wygra, ale działa
Syndicate niestety nie powala oprawą graficzną. Gra wygląda tak, jak spodziewamy się tego po nowych konsolach, ale bez rewelacji. Największe wrażenie robią słoneczne lokacje, najlepiej z odrobiną zieleni. Kiedy natomiast pada lub gdy Londyn jest zamglony, ma się wrażenie, że gramy na konsolach poprzedniej generacji. Wspomniana wcześniej wspinaczka na Big Bena robiła wrażenie, ale byłoby ono jeszcze większe, gdyby w tle nie było widać biednych modeli udających statki przemieszczające się leniwie po Tamizie. Podobnie słabo wyglądają włosy bohaterów. Czasem wydaje się, że fryzura Evie wykonana jest z plastiku. Takie szczegóły powinny być bardziej dopracowane.
Błędy i braki w dopracowaniu pojawiają się, natomiast nie są tak spektakularne jak w Unity w dniu premiery. Zdarzyło się kilka zabawnych i niezrozumiałych sytuacji, jak członek przeciwnego gangu spokojnie siedzący sobie w powozie i nic nie robiący sobie ze strzelającego do niego co kilka sekund policjanta lub bardziej irytujących, jak moi pomocnicy zabijający wroga, którego miałam porwać i dostarczyć żywego.
Zdarzają się też błędy wynikające z błędnego projektowania zadań. W jednej z misji celem było powalenie uciekającego wroga. Biegnąc za nim, nie miałam szans go złapać, wiedziałam jednak, że biegnąc inną drogą będę w stanie go dogonić. Faktycznie tak się stało, jednak nie miałam możliwości powalenia celu, ponieważ misja była tak zaprojektowana, aby doprowadzić moją postać w konkretne miejsce dzięki pościgowi. Podobnie sprawa wyglądała w misji związanej ze znalezieniem pewnej rzeczy w Pałacu Buckingham. Było to możliwe jedynie w obrębie misji, chociaż poza nią spokojnie można było wejść do budynku i znaleźć się w miejscu, w którym później magicznie pojawił się przedmiot.
Grze niestety zdarza się zgubić klatki, ale na szczęście nie dzieje się to bardzo często. Ciała pokonanych przeciwników czasem zachowują się dziwnie, jednak nie przeszkadza to w grze, a jedynie wygląda zabawnie. Zabawnie, wręcz absurdalnie, wyglądała też Evie w jednej z końcowych misji, w której była zmuszona zrzucić na chwilę swój asasyński strój. Problem w tym, że nikt o tym nie poinformował jej rąk, które zostały w pozycji, w jakiej znajdowały się w stroju i bez niego wyglądały niedorzecznie. Wyglądało to, jakby twórcom nie chciało się robić osobnej animacji na potrzeby tej jednej misji, a szkoda, bo takie rzeczy mocno rzucają się w oczy.
Dobry Asasyn nie jest zły
Syndicate nie jest grą, która może przekonać sceptyków do polubienia serii. Jest za to grą, która może dać sporo radości zaprawionym w bojach fanom Assassin's Creeda. Nie ma w niej co prawda nic odkrywczego, jest dużo powtarzalnych misji, ale nadal łapałam się na wmawianiu sobie, że jeszcze tylko znajdę jeden kwiatek lub zsynchronizuję jeden punkt widokowy, po czym kończyłam na odbijaniu całej dzielnicy. Wątek w czasach współczesnych nadal jest rozwijany, chociaż trzeba się samemu zaangażować w czytanie bazy danych i szukanie zakłóceń Heliksa, aby odkryć wszystkie niuanse. Końcówka jest dziwna, ale fani serii powinni być już przyzwyczajeni do tego, że dzieją się w niej dziwne rzeczy. Boli za to brak trybu wieloosobowego, który zawsze sobie ceniłam i spędzałam w nim dużo czasu. Seria na pewno będzie kontynuowana, mam zatem nadzieję, że Ubisoft pracuje nad rewolucją w multiplayerze, a nie całkiem z niego rezygnuje. Kto wie, być może doczekamy się nawet świeżych pomysłów w warstwie dla jednego gracza. Syndicate nie jest gwoździem do trumny serii, jak niektórzy wróżyli. To solidna gra, nie wybitna, ale trzyma poziom, którego można się po Assassin's Creed spodziewać.
Plusy:
- Londyn
- ciekawe postacie historyczne
- trzyma poziom serii...
Minusy:
- … ale niezbyt ją rozwija
- powozy
- powtarzalność
- pomniejsze błędy i niedoróbki
Więcej screenów w naszej galerii:
Galeria
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Producent: Ubisoft
Wydawca: Ubisoft
Dystrybutor polski: Ubisoft
Data premiery (świat): 23 października 2015
Data premiery (Polska): 25 października 2015
Platformy: PC, PlayStation 4, Xbox One
Strona WWW: assassinscreed.ubi.com/pl-pl/home/